![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/Eddie_Cruisers_1983_2-1024x698.jpg)
Eddie and the Cruisers (1983) Directed by Martin Davidson Shown: Michael Paré
„Eddie i Krążowniki”. Perła lat 80. kończy w tym roku 35 lat
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/260596_full.jpg)
Wszyscy wierzyli, że popełnił samobójstwo. Ale dlaczego? Tego nie wiedział nikt. Może ciążył mu brak weny? Może miał dość ignorancji przemysłu muzycznego? Z powodu złamanego serca? Pewne było tylko jedno: Eddie Wilson zniknął. Pewnej chłodnej nocy jego samochód po prostu wypadł z mostu, gdzieś w New Jersey. Kim był? Podobno najlepszym piosenkarzem swoich czasów, czyli lat 60.
„Eddie i Krążowniki” to film z 1983 roku, w reżyserii Martina Davidsona. Powstał w oparciu o powieść Patricka Fredericka Kluge i opowiada historię fikcyjnego zespołu, fikcyjnego muzyka i autentycznej tragedii twórcy. Zrealizowany w formie biografii filmowej, z retrospekcjami i licznymi narratorami, stara się złożyć do kupy nie tylko to, co wydarzyło się feralnej nocy, ale skomplikowaną osobowość lidera zespołu, jego twórczą mękę i ból. Bo Eddie Wilson był w latach 60. o kilka kroków przed innymi muzykami, a świat nie był jeszcze gotowy na jego nowatorskie spojrzenie na muzykę.
Akcja dramatu „Eddie i Krążowniki” toczy się w latach 80. Ambitna dziennikarka, Maggie Foley, planuje napisać tekst o rozpadzie zespołu „Eddie i Krążowniki”. Kapela w latach 60. była na szczycie, a Eddie Wilson, w oczach nastolatków stał się bożkiem. Potem zginął i do dziś nie wiadomo, czy popełnił samobójstwo, został zamordowany, czy może – po prostu zażartował sobie ze wszystkich w właściwy sobie, przewrotny sposób.
Maggie spotyka się więc po kolei z członkami zespołu, byłą dziewczyną Eddiego, jego najlepszym przyjacielem i stara się rozwiązać zagadkę jaką był muzyk. Dowiaduje się o jego humorach, niespełnionych ambicjach, okrucieństwie i złośliwości, dowiaduje się o wrażliwości i frustracji, jaką czuł, gdy tworzył. Jednocześnie, okazuje się, że ktoś prześladuje byłych członków zespołu, ktoś, kto chce położyć łapy na niepublikowanych – podobno genialnych – nagraniach Eddiego. Czy to sam Eddie?
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/260597_full.jpg)
„Eddie i Krążowniki” w momencie premiery okazał się klapą. Finansową i artystyczną. Recenzje były niepochlebne, krytycy narzekali na wiejącą z ekranu amatorkę i ogólną niezborność realizacyjną. Ale widzom to nie przeszkadzało. Pokazany przez telewizję HBO film Davidsona nie tylko im się spodobał, ale też szybko dorobił się statusu dzieła kultowego.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/307554_full.jpg)
Nie da się ukryć – „Eddie i Krążowniki” to nie dzieło wybitne. Ale ma coś, czego nie ma wiele filmów z lat 80. – niezwykły, melancholijny klimat, skompikowanego głównego bohatera, którego pierwowzorem był Arthur Rimbaud, genialny francuski przedstawiciel prozy poetyckiej, który żył i zmarł w XIX wieku. Wiecznie pogrążony w smutku, myślący o rzeczach, o których zwykli śmiertelnicy nie myślą, obdarzony głębokim głosem melancholik do kwadratu – to właśnie Eddie Wilson.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/307556_full.jpg)
Zagrał go jeden z moich ekranowych faworytów, Michael Paré, dla którego był to debiut na dużym ekranie i to od razu w głównej roli. Podobno twórcy filmu wyhaczyli go w restauracji, w której był szefem kuchni. W wywiadzie, który miałam przyjemność przeprowadzić z aktorem, na pytanie o swój ulubiony film z Michaelem Paré odpowiedział: – To zawsze będzie „Eddie i Krążowniki”. Mój pierwszy film. Byłem wtedy pod wielką presją i wiedziałem, że muszę się postarać. Czułem, że jeśli dam ciała, filmu nie będzie.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/307557_full.jpg)
I niewiele się pomylił. Martin Davidson stanął na głowie, aby dramat „Eddie i Krążowniki” w ogóle powstał. Napisał scenariusz, który skonstruował na podobieństwo „Obywatela Kane’a”, zainwestował własne pieniądze, po czym dzięki łutowi szczęścia (przypadkiem spotkał znajomą, której opowiedział o swoich problemach z realizacją filmu, a ona przekazała scenariusz współpracownikom z wytwórni Aurora Productions) mógł zrobić wreszcie swój film.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2018/09/78bc8874bbc97c1feec429195f0e7a14.jpg)
Oprócz Paré, na ekranie zobaczycie m.in. takie gwiazdy jak Tom Berenger, który wciela się w najbliższego Wilsonowi przyjaciela, a potem – rywala, Ellen Barkin w roli dziennikarki i Joe Pantoliano. Grają tu też dwaj członkowie zespołu „John Cafferty & The Beaver Brown Band”, który nagrywał piosenki grane przez Eddiego i jego band. Zresztą, soundtrack tego filmu to jeden z jego najmocniejszych elementów. Połączenie bluesa i rock 'n’ rolla z lat 60. z dźwiękiem lat 80., to genialna ścieżka dźwiękowa, niesamowity miks „The Doors” i Bruce’a Springstineena’a, który od 1983 roku żyje własnym życiem (mam wszystkie trzy płyty ze ścieżką dźwiękową z pierwszego i drugiego filmu i słucham ich z uporem maniaka).
Paré w latach 80. robił zawrotną karierę. Po „Eddiem…” zagrał w kultowych „Ulicach w ogniu”, wystąpił w postapokaliptycznym cacku „Świat oszalał”, palił papierosy u Emmericha w „Księżyciu 44”. Potem nieco osunął się do świata kina klasy B, a czasami nawet C, gdzie już został.
Film „Eddie i Krążowniki” pozwolił mu jednak udowodnić, że aktorem jest niezłym, tylko niewykorzystywanym. Barkin to dziś uznana aktorka, z nominacjami do Złotych Globów na koncie, a Tom Berenger kilka lat po filmie Davidsona stworzył jedną z lepszych kreacji w swojej karierze, grając sierżanta Barnesa w „Plutonie”, za którą to rolę w 1987 roku nominowany był do Oscara.
Produkcja nie upływała bezproblemowo, o czym np. opowiadała w jednym z wywiadów Ellen Barkin, dla której praca przy filmie była męką. Według niej, na planie panował chaos, ekipa była pod wpływem narkotyków, a jej samej do gustu nie przypadł scenariusz.
„Eddie i Krążowniki” został odkryty przez publikę na nowo już w 1984 roku i wprowadzony do kin po udanej emisji na antenie HBO. Sukces filmu i uwielbienie widzów sprawiły naturalnie, że producenci zaczęli myśleć o sequelu. Film „Eddie żyje!” premierę miał w 1989 roku, wiecie już więc, jak brzmi rozwiązanie zagadki. Z drugiej części godny uwagi jest jedynie soundtrack, cała reszta psuje zamysł oryginału. Ale o tym – w osobnym tekście.