„Popcorn”. Pyszne, ale w dużych ilościach mdli

„Popcorn” to krótki, chwytliwy tytuł przemawiający do wyobraźni. Zwłaszcza fanów popkultury i współczesnego kina, którzy na widowni zasiadają z nieodzownym kubełkiem prażonej kukurydzy w garści. I jak ona, filmowy „Popcorn” jest smakowity, choć bliżej finału już nieco mdli.

„Popcorn” to jeden z pierwszych, samoświadomych slasherów, które nabijają się nie tylko z gatunku, ale też widzów i szeroko pojętej popkultury. Już samo miejsce akcji, czyli kino, jasno daje wskazówkę: nie należy tego, co dzieje się na ekranie traktować poważnie. I szczerze mówiąc, nie bardzo się da.

fot. kadr z filmu

Główną bohaterkę, aspirującą reżyserkę i scenarzystkę, Maggie, dręczą koszmary. Początkowo wykorzystuje je po prostu przy pisaniu swego filmu, ale z biegiem czasu okazuje się, że nie może ich lekceważyć. O tym więcej za chwilę. Maggie, wraz z przyjaciółmi, studentami filmu, postanawia zorganizować całonocny narrator horrorów klasy B z lat 50., aby zebrać pieniądze dla początkujących filmowców.

Kino, które sobie wybierają ma dość ponurą historię. Wiele lat wcześniej, lider demonicznego kultu wyświetlił tu swój film, a kiedy publiczność go wyśmiała, zamordował swoją żonę na oczach widzów, a samo kino strawił pożar.
Studenci uznają jednak, że taka historia może zachęcić widzów do kupienia biletów i lekceważą mroczną renomę kina. Zmieni się to, kiedy jedno po drugim zacznie umierać. Okaże się też, że sny Maggie to w rzeczywistości wspomnienia, a jej przeszłość jest nierozerwalnie związana z pożarem i maniakiem, który zabił jej matkę.

fot. kadr z filmu

Siłą „Popcornu” nie jest ani fabuła, ani gra aktorska, ani nawet świetna charakteryzacja. Najlepsze sceny to te, które rozgrywają się na filmowym ekranie kinowym, gdzie wyświetlane są parodie stylizowane na oryginalne tanie horrory z lat 50. i 60. Grają w nich weterani aktorstwa, np. Bruce Glover, ojciec Crispina, aktor znany m.in. z filmów „Diamenty są wieczne” i „Chinatown”. On akurat wciela się w Vernona, mordercę, który nie tylko nie umiera na krześle elektrycznym w jednym z wyświetlanych w czasie maratonu filmów, ale też staje się chodzącym narzędziem egzekucji i wykorzystuje swoje nowe zdolności sypiąc iskrami.

Kiedy akcja przenosi się na powrót do świata „Popcornu”, czar trochę pryska. Perypetie Maggie nie są aż tak interesujące, aby utrzymać uwagę widza, a rozwiązanie zagadki – wydaje się niezbyt ciekawe w porównaniu z gigantycznymi komarami mordującymi mieszkańców małego miasteczka w jednym z czarno-białych pastiszy filmowych.

fot. kadr z filmu

„Popcorn” to jednak przyjemna pozycja, którą docenią fani slasherów, horrorów i kina w ogóle. W roli Maggie występuje tu Jill Schoelen, znana też z „Wagarów i „Ojczyma”. Jej matkę gra legenda horroru, Dee Wallace, którą fani gatunku kojarzą na pewno m.in. ze „Skowytu” i „Przerażaczy”.

Reżyserem „Popcornu” jest Mark Herrier, który na koncie jako aktor ma też serię „Świntuch”, a „Popcorn” jest  jedynym wyreżyserowanym przez niego pełnometrażowym filmem. Herrier zastąpił na stołku reżyserskim Alana Ormsby’ego, który zdążył jednak wyreżyserować fikcyjne filmy pokazywane na ekranie kina. Wraz z Herrierem, na planie pojawiła się Jill Schoelen, która zastąpiła Amy O’Neill.