„Mord podczas nudnego przyjęcia II”. Masakra w rytmie rock’n’rolla

Pamiętacie 12-letnią Courtney Bates z pierwszej części „Mordu podczas nudnego przyjęcia” (1982)? Jest teraz dorosła. Nie otrząsnęła się jednak po serii morderstw, do których doszło pewnego letniego wieczora, który spędzała ze starszą siostrą, Valerie, w domu. Valerie zresztą, mimo że przeżyła, pojawia się w sequelu tylko symbolicznie. Jej straumatyzowana bohaterka spędza dorosłość w szpitalu psychiatrycznym. A sama Courtney dorasta w cieniu chorej psychicznie siostry, pod okiem wiecznie smutnej matki.

fot. IMDB

Zbliżają się właśnie jej 17. urodziny i nastolatka liczy na to, że matka choć na chwilę zapomni o swoich surowych zasadach. Courtney chce spędzić je z grupą przyjaciół i chłopakiem, który jej się podoba – zresztą, z wzajemnością. Planuje wraz z nimi wyjechać na weekend do domu, który właśnie kupili rodzice jednej z dziewcząt. I na chwilę zapomnieć o makabrycznych snach, w których przystojny chłopak w skórze, uzbrojony w elektryczną gitarę z metalowym,  świdrem o fallicznym kształcie, morduje jej najbliższych w rytmie rock 'n’ rolla.

Czy jest tylko wytworem jej wyobraźni? A może naprawdę istnieje, a Courtney jest mu przeznaczona? Nim się dowiemy, czeka nas blisko 80 minut naprawdę przyzwoitego pastiszu naśmiewającego się z estetyki slasherów. Już oryginał w reżyserii Amy Holden Jones sympatycznie naigrawał się z tego gatunku.

Dwójka robi to jeszcze śmielej, poczynając od groteskowych scen snów Courtney, a kończąc na scenach morderstw, które budzą bardziej wesołość niż strach. Sama Courtney, to trochę jednak histeryczka i panikara, dlatego wcale nie dziwi to, że początkowo nikt nie chce jej uwierzyć w to, że na całą gromadkę imprezowiczów poluje psychopatyczny, choć czarujący morderca.

fot. IMDB

On zresztą jest najfajniejszym elementem tego filmu, zabójstw dokonuje tanecznym krokiem, z rock’n’rollową pieśnią na ustach, przypominając bardziej Johna Travoltę w „Grease” (tylko, że z morderczymi skłonnościami) niż maniaka z pierwszego filmu, który mordował bardziej na serio.

Reżyserka sequela i autorka scenariusza, Deborah Brock, nie bawi się zresztą w subtelności. Morderca uzbrojony w gitarę elektryczną z wielkim świdrem musi budzić oczywiste skojarzenia z dojrzewaniem i inicjacją seksualną. Courtney dorasta, a jej mroczna przeszłość nie pozostaje bez wpływu na jej stosunek do randkowania i seksu. Pojawiający się najpierw w jej snach, a potem na jawie morderca, reprezentuje jej lęk przed zbliżeniem, zapewniając jednocześnie, że są sobie przeznaczeni. 

„Mord podczas nudnego przyjęcia” to seria kobiecych – jakkolwiek dziwnie to brzmi – slasherów. Głównymi bohaterkami tych  trzech filmów są kobiety, a mordercami  – mężczyźni. Wszystkie trzy filmy zostały napisane i wyreżyserowane przez kobiety. I choć ich producentem jest Roger Corman, papież złego kina, lubujący się w ekranowej nagości, to bohaterki „Mordów…” nie są nadmiernie seksualizowane, a jeśli już – to ironicznie, po to, aby wyśmiać ten trend w slasherach. 

Mnie druga część serii podoba się najbardziej: jest błyskotliwa, pomysłowo nakręcona, zabawna i w dodatku uzbrojona w świetną ścieżkę dźwiękową. Obsada też świetnie sobie radzi, choć najbardziej znaną tu aktorką jest młodziutka Crystal Bernard w roli Courtney. Pewnie pamiętacie ją z sitcomu „Skrzydła”. W mordercę o ksywce „zabójca z wiertarką” wcielił się rewelacyjny Atanas Ilitch, który na koncie ma jedynie trzy filmowe role. Szkoda, bo rewelacyjnie odnalazł się w komediowej konwencji, która wymagała od niego zarówno maniackiego śmiechu jak i brawurowych scenek musicalowych. 

Druga część „Mordu podczas nudnego przyjęcia” powstała pięć lat po oryginale. Film kosztował zaledwie 500 tys. dolarów, a przyniósł Cormanowi ponad 1 mln 300 tys. Krytycy porównywali film Brock do „Koszmaru z ulicy Wiązów” i to nie tylko z powodu sekwencji snów. „Mord podczas nudnego przyjęcia” po prostu bawi się konwencją, a maniaka nie da się nie lubić. Zupełnie jak Freddy’ego Kruegera.

Zresztą, „Mord podczas nudnego przyjęcia II” składa hołd bardziej znanym od siebie slasherom. Policjanci przybywający na wezwanie spanikowanych nastolatków nazywają się Voorhees i Krueger. I podobnie jak oni są mocno niestabilni.