„Strefa zbrodni”. Zaskakująco fajne sci-fi

„Strefa zbrodni” to zaskakująco angażujący i sprawnie zrealizowany thriller sci-fi. I nic to, ze wyprodukował go Roger Corman, cesarz filmowej tandety, który w ogóle wymyślił fabułę tego filmu. „Strefa zbrodni” z 1989 r. to jeden z tych niedocenionych, pokrytych patyną hitów wypożyczalni, który zasługuje na znacznie większe uznanie niż udało mu się zdobyć. 

fot. MovieStillsDB

Lata 80. były dla Cormana i jego wytwórni, a zwłaszcza „New Concorde”, czasem intensywnej współpracy z filmowcami z Ameryki Południowej. „Strefa zbrodni” to koprodukcja amerykańsko-peruwiańska, a na stołku reżyserskim zasiadł wybrany przez Cormana Luis Llosa, twórca takich hitów jak „Amazonka w ogniu”, „Specjalista”, „Anakonda” oraz „Snajper”.
Film powstawał nocą, bo Llosa chciał jakoś zamaskować niedostatki finansowe. Udało się. „Strefa zbrodni” ma klimat, niezłe zdjęcia i scenografię. Nie wygląda jak typowy film ze stajni Cormana. 

Akcja „Strefy zbrodni” rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w fikcyjnym kraju Soleil, w którym obywatele są represjonowani, a reżim odebrał im wolność do tego stopnia, że nie mogą się nawet zakochać. Tę zasadę złamią Bone i Helen, żyjący na marginesie młodzi ludzie, którzy noszą w sercach bunt.

On jest ulicznym obwiesiem z wrażliwa duszą, a ona – młodą dziewczyną zmuszaną do prostytucji w rządowym domu publicznym. Wpadają sobie w oko niemal od razu i trzeba przyznać, że chemia pomiędzy tymi  postaciami wypada wyjątkowo dobrze. Być może dlatego, że jego gra przystojny Peter Nelson („V”, „Silk 2”) a ją…Sherilyn Fenn, na chwilę przed wielką karierą i rolą Audrey w „Twin Peaks”. 

fot. Cinema.de

Bone i Helen oddają się zakazanej miłości, a podczas drobnej kradzieży zostają zrekrutowani przez Jasona, podejrzanego typa o twarzy Davida Carradine, który chce, aby coś dla niego ukradli. W zamian obiecuje im wolność i pieniądze. Tym czymś jest oczywiście tajemnica rządowa, a raz wciągnięciu w rozgrywkę Bone i Helen nie będą mogli tak łatwo się wyrwać. Zbrodnia goni zbrodnię, a oni szybko staną się najbardziej poszukiwanymi przestępcami w tym dystopijnym świecie i chwała Bogu, że tak dobrze prezentują się na plakatach. 

fot. Cinema.de

Akcja rwie do przodu, wątek miłosny naprawdę angażuje, a opresja totalitarnego państwa wkurza. Czego chcieć więcej przez 90 minut? Krytycy byli pod wrażeniem umiejętnego wykorzystania małego budżetu, ponurej atmosfery filmu i aktorstwa, które pod batutą Cormana rzadko miało okazję rozkwitać.