„Freddy kontra Jason”. Robert Englund żegna się z Freddym

Pojedynek gigantów: Freddy’ego Kruegera (mordercy zabijającego nastolatków we śnie w serii „Koszmar z ulicy Wiązów”) i Jasona Voorheesa (maniaka z liczącej 10 części serii „Piątek 13-go”) planowany był jeszcze w latach 80., ale wytwórnie New Line Cinema i Paramount nie mogły dojść do porozumienia. W rezultacie, kolejne sequele słynnych serii powstawały niezależnie od siebie i dopiero w roku 2003 na ekrany kin wszedł długo przez fanów obu cykli wyczekiwany horror „Freddy kontra Jason”. 16 lat temu dwie ikony horroru starły się ze sobą na ekranie w produkcji, która okazała się wielkim sukcesem kasowym, choć jako horror nie broni się wcale, a jako kontynuacja legendarnych serii rozczarowuje.

fot. kadr z filmu

Kto boi się Freddy’ego Kruegera?

Na stołku reżyserskim zasiadł Ronny Yu, chiński spec od zapierającego dech w piersiach kina akcji. Yu, w 2003 r. na koncie miał już słynną „Narzeczoną o białych włosach”, zebrał też doświadczenie na planie amerykańskiego horroru reżyserując niezłą „Narzeczoną laleczki Chucky”.
Scenariusz w pocie czoła pisali Damian Shannon i Mark Swift (obaj pracowali potem przy „Piątku 13-go” z 2009 r.) którzy łączyli i przekształcali kilkanaście różnych scenariuszy rozpatrywanych przez producentów. Jako fani obu serii chcieli pozostać jej jak najwierniejsi, dodać tu i ówdzie trochę smaczków i oddać przy okazji hołd obu mordercom.
„Freddy kontra Jason” opiera się na bardzo prostym pomyśle. Freddy Krueger gnije w piekle i cierpi katusze, bo nikt się go już nie boi. Świat o nim zapomniał, nastolatki z nawiedzonego przez niego w oryginalnej serii miasteczka Springwood już nie boją się spać. Wpada więc na pomysł: musi odzyskać swoją moc, a jednocześnie na nowo rozbudzić w dzieciakach strach. Do tego potrzebuje jednak jakiegoś umyślnego. Pada na Jasona Voorheesa, bezrozumnego psychopatę, maszynę do zabijania. Podobnie jak Freddy, Jason wybiera ofiary wśród nastolatków, choć sposoby ma mniej wyrafinowane – zamiast marzeń sennych używa maczety.

fot. kadr z filmu

Freddy Krueger żyje!

Freddy w przebraniu matki Jasona (fani serii zrozumieją) nakłania maniaka do wizyty w Springwood. Tam, w domu, w którym kiedyś mieszkała kultowa Nancy Thompson, bohaterka pierwszej i trzeciej części”Koszmaru z ulicy Wiązów” i dziś już ikona amerykańskiej popkultury, teraz mieszka Lori Campbell, wycofana córka owdowiałego ojca. Podobnie jak inne dzieciaki z miasteczka Lori nie ma pojęcia, kim jest Freddy. Okazuje się, że władze Springwood wymazały go z historii, a tych, którzy choć o nim wspomną – odsyłają do szpitala psychiatrycznego.
W każdym razie, Lori wraz z przyjaciółmi we śnie musi walczyć z Freddym, a na jawie – z Jasonem, który biega bo miasteczku z maczetą i morduje wszystkich bez wyjątku. Sęk w tym, że odbiera Freddy’emu światła rampy i Kruegerowi zaczyna to przeszkadzać. To on miał przecież wrócić w chwale.

fot. kadr z filmu

I tu właśnie zaczyna się konflikt, który doprowadzi do widowiskowego, choć nieco nudnego pojedynku finałowego, który rozegra się w innym ikonicznym dla fanów horrorów miejscu – Camp Crystal Lake.
Nie wiem jak inni fani serii, ale ja miałam wrażenie, że „Freddy kontra Jason” to po prostu przeciętny film, w którym akurat wklejono postaci Jasona i Freddy’ego. Brakuje tu klimatu oryginalnych serii, które najwyraźniej najlepiej sprawdzały się w epoce MTV z lat 80. Bohaterowie „Freddy kontra Jason” to kiepsko napisane, papierowe postaci, którym daleko nawet do tych najgorzej nakreślonych serii z oryginalnego „Koszmaru…”. Bezwolna i histeryczna Lori nie ma szans na to, aby dołączyć do zacnego grona heroin serii, stanąć obok Nancy, Kristin, Alice i innych dziewczyn, które skopały Freddy’emu tyłek, a przy okazji pokonały swoje lęki.

fot. kadr z filmu

Rozczarowanie

Niektóre sceny są prymitywne, sporo tu dosłownego seksu, sztucznych biustów, wulgaryzmów – wszystko to tylko dobitniej pokazuje, że film „Freddy kontra Jason” powinien powstać w latach 80., kiedy odpowiadaliby za produkcję ludzie rozumiejący serię. Tym jest to smutniejsze, że to ostatni raz, kiedy na dużym ekranie można zobaczyć Roberta Englunda w roli Freddy’ego. Film zdaje się niewiele mieć wspólnego z cyklem, pomimo wykorzystania scen z poprzednich części w scenach początkowych.

fot. kadr z filmu

Szkoda, obie postaci zasługują na znacznie więcej. Ronny Yu to solidny rzemieślnik, ale nie bardzo rozumie estetykę „Koszmaru z ulicy Wiązów” i jego finezję. Widać, że jest wyraźnie skoncentrowany na scenach akcji, przez to cierpi dramaturgia filmu. Nie pomagają też kiepsko poprowadzeni aktorzy, których zadaniem jest po prostu szybko na ekranie umrzeć. Lubię bardzo Monicę Keenę za „Śnieżkę dla dorosłych”, ale tutaj jej rola sprowadza się do zdzierania gardła i spoglądania spod opuszczonych rzęs. Partnerują jej m.in. Katharine Isabelle (trylogia „Zdjęcia Ginger”), popularna wówczas piosenkarka Kelly Rowland (kiedyś „Destiny’s Child”), Jason Ritter (zastąpił Brada Renfro, który przyszedł na plan filmu nietrzeźwy) i Brendan Fletcher (jeden z ulubieńców Uwe Bolla).

Pomimo licznych mankamentów, „Freddy kontra Jason” stał się wielkim hitem – przy budżecie 30 mln. dol. zarobil ponad 114 mln., co uczyniło zeń najbardziej kasowy film serii „Piątek 13-go” i drugi najbardziej dochodowy w cyklu „Koszmar z ulicy Wiązów”.

Film możecie znaleźć np. na polskim Netflixie.