„Nagonka w San Lucas”. Albert Pyun, Cannon – i wszystko jasne

Filmy Alberta Pyuna mają to do siebie, że w większości są nieoglądalne. Oczywiście, spośród ponad 50 wyreżyserowanych przez niego produkcji znajdują się też perełki kina klasy B – jak np. „Cyborg”, czy „Nemezis”, ale akurat „Nagonka w San Lucas” nie wytrzymuje porównania z tymi hitami. I to nie tylko dlatego, że nie występują tu zbuntowane cyborgi. Ten film z 1987 r. to piąty film w dorobku Pyuna, który wówczas dopiero się rozkręcał po bardzo udanych „Radioaktywnych snach” i swoim kultowym już dziś debiucie – barbarzyńskim fantasy „Miecz i czarnoksiężnik”. Grają tu np. debiutująca na dużym ekranie Courtney Cox, czyli późniejsza Monica z „Przyjaciół” i Carey Lowell, która dwa lata później była już kolejną dziewczyną Bonda – w „Licencji na zabijanie”. Ona akurat, u Pyuna zadebiutowała w 1986 r., w filmie „Niebezpiecznie blisko”.

Ale do rzeczy: główną bohaterką „Nagonki w San Lucas” jest Maxine, która pracuje jako kelnerka, ale marzy o karierze architekta. Jej plany pokrzyżuje jednak spotkanie z dawną współlokatorką, która uwikłała się w porachunki mafijne ze starożytnymi artefaktami w tle. Koleżanka ginie w czasie spektakularnego wybuchu, a Maxine dostaje się w łapy gangsterów. Pomoże jej pewien najemnik, ale nie ma to większego znaczenia, bo stracicie do tego filmu serce już po kwadransie. Maxine to irytująca naiwniaczka, które niespecjalnie uczy się na błędach, a fabuła filmu jest niespójna, montaż zaś – porwany i w rezultacie – męczący. Wiele do życzenia pozostawiają też dialogi. Nie jest to z pewnością szczytowe osiągnięcie Pyuna, który przecież potrafi zaoferować rozrywkę na rozkosznie niskim poziomie, ale tchnącą miłością do kina. I do opowiadania historii w ogóle.

Szkoda tu tylko nieco obsady, bo oprócz Cox i Lowell, gra tu np. Nicholas Guest, którego kojarzycie pewnie z filmów „Nieoczekiwana zamiana miejsc”, „Ucieczki przez czas” i licznych filmów Alberta Pyuna, np. wspomnianego już „Nemezis”. „Nagonkę w San Lucas” wyprodukowała oczywiście wytwórnia Cannon, która dała zielone światło Pyunowi, kiedy każde inne studio wycofałoby się nieco przyspieszonym krokiem. To daje nam pewne pojęcie o jakości tego filmu.