„I stanie się koniec”. Arnold Schwarzenegger ratuje świat (znowu)

W 1999 r. świat przygotowywał się na swój koniec. Ludzkość właściwie już pakowała manatki, w przekonaniu, że 2000 r., nowe millennium przyniesie tylko Apokalipsę. Na tym podatnym gruncie wspaniale odnaleźli się hollywoodzcy producenci, gotowi dać widzom to, czego oczekiwali – krwawy koniec świata. „I stanie się koniec” („End of Days”) to wspaniały przykład kina końca wieku eksploatującego tematykę apokaliptyczną. W filmie Petera Hyamsa, inaczej niż np. w „Armageddonie” Baya, czy „Dniu niepodległości” Emmericha, na ludzkość chrapkę mają siły piekielne. Zbliża się nowe tysiąclecie, szatan więc schodzi na Ziemię w poszukiwaniu kobiety, którą weźmie i przez akt seksualny doprowadzi do końca świata.
Lubię filmy Hyamsa, bo mają specyficzny, ponury klimat. Taki udało mu się osiągnąć m.in. w „Relikcie” i „Strażniku czasu”, nieźle wyszło to też w „I stanie się koniec”, choć film w 1999 r. nie spodobał się ani krytykom, ani – co tym bardziej znamienne – obsadzie. Od premiery tego horroru fantasy minie za chwilę 20 lat, warto więc o nim przypomnieć. Zwłaszcza, że to właśnie tutaj Arnold Schwarzenegger wrócił do aktorstwa po piekielnie nieudanym „Batmanie i Robinie”.
Autorem scenariusza „I stanie się koniec” jest Andrew W. Marlowe, który na koncie ma też m.in. „Air Force One” i „Człowieka widmo”.

fot. kadr z filmu

Arnold Schwarzenegger cierpi

Akcja „I stanie się koniec” toczy się w Nowym Jorku, ale nim się tam przeniesiemy, Hyams zabierze nas najpierw do Watykanu, 20 lat wcześniej. To właśnie tam kardynałowie obradują w towarzystwie papieża. Wszystkie znaki wskazują bowiem na to, że urodziło się dziecko z przepowiedni – dziewczynka, która zespoli się z szatanem i doprowadzi do apokalipsy. Niemowlę rodzi się w nowojorskim szpitalu, gdzie czekają na nią już słudzy szatana – w tym pielęgniarka i lekarz. W czasie satanistycznej ceremonii oznaczają dziecko.
Mija 20 lat. Poznajemy wreszcie głównego bohatera tej opowieści – byłego gliniarza o nazwisku Jericho (Jerycho to przewijające się często w Piśmie Świętym miasto, to właśnie w nim Jahwe pokazał Mojżeszowi ziemię, którą odda ludowi wybranemu). I poznajemy go w dość dramatycznych okolicznościach – jak przystawia sobie do głowy broń.

fot. kadr z filmu

Jericho cierpi na depresję – jego córka i żona zostały zamordowane przez przestępców, przeciwko którym zeznawał w sądzie. Dręczy go poczucie winy, chce ze sobą skończyć. Ma jednak do odegrania znacznie istotniejszą rolę (będzie musiał oczywiście zbawić świat).
Przez 20 lat dorosła też Christine – naznaczona dziewczynka. Ma teraz 20 lat, jest piękna i dręczą ją niepokojące wizje, w których często występuje przystojny mężczyzna, uwodziciel. Jej rodzice nie żyją, została adoptowana przez pielęgniarkę ze szpitala, w którym przyszła na świat, a jeden z tamtejszych lekarzy jest jej psychiatrą. Są oni oczywiście satanistami, którzy przygotowują niczego nie świadomą Christine na nadejście swojego mrocznego pana.

fot. kadr z filmu

Gabriel Byrne jako szatan

Ten pojawia się z kolei w efektownej scenie. Pożycza sobie ciało przystojnego inwestora o twarzy Gabriela Byrne’a („Podejrzani”, „Człowiek w żelaznej masce”) który spotyka się w eleganckiej restauracji z klientami. W jego ciele szatan wychodzi na ulicę, niewzruszony wybuchającym za nim lokalem. Wyrusza na poszukiwanie Christine. Polują na niego księża, którzy pragną powstrzymać przepowiednię. Jak w tej intrydze znajdzie się nagle Jericho?

fot. kadr z filmu

Jest właścicielem firmy ochroniarskiej, która czuwa nad bezpieczeństwem inwestora. Kiedy ten zostanie opętany, a Jericho udaremni zabójstwo planowane przez księży, zostanie wciągnięty w walkę dobra ze złem. Odnajdzie Christine i pamiętając o zamordowanej córce poprzysięgnie, że ochroni dziewczynę. A przy okazji świat.
Sporo tu absurdów, ale historia jest zajmująca, a mroczny klimat bardzo sugestywny. Wrażenie robią też efekty specjalne, atmosferyczne zdjęcia i muzyka Johna Debneya. Ogląda się to naprawdę dobrze, „I stanie się koniec” trzyma w napięciu i jest zręcznym połączeniem horroru i kina przygodowego. Choć niepozbawionym wad – akcja, zwłaszcza bliżej finału, zaczyna się dłużyć, a szatan z charyzmatycznego staje się nagle irytujący. Miło jest też zobaczyć Arnolda w bardziej dramatycznej roli, choć niekoniecznie przekonuje mnie austriacki akcent Jericho i jego motywacja. Zresztą Arnold zastąpił na planie „I stanie się koniec” Toma Cruise’a, który postanowił jednak wystąpić w „Magnolii”.

Roszady obsadowe

I nie są to jedyne przetasowania obsadowe. Rolę Christine początkowo miały zagrać Liv Tyler albo Kate Winslet, ostatecznie dostała ją Robin Tunney – świeżo po sukcesie „Szkoły czarownic” i „Empire Records”. Gabriel Byrne zagrał diabła wspaniale. Jest nonszalancki, stylowy i uroczo ironiczny. Zastąpił w tej roli Udo Kiera, speca od charyzmatycznych czarnych charakterów. Producenci nie chcieli bowiem dwóch aktorów pochodzenia niemieckiego w głównych rolach. Kier ostatecznie wcielił się więc w jednego z wyznawców szatana.

fot. kadr z filmu

W drugoplanowych rolach występują też Kevin Pollak („Willow”, „Podejrzani”) i wspaniała Miriam Margolyes, aktorka znaną m.in. z filmów „Wiek niewinności” i serii ekranizacji powieści o Harrym Potterze.
Po premierze Schwarzenegger narzekał, że Hyams nie sprawdził się jako reżyser, a film jest zbyt ponury. Dodawał, że od samego początku miał przeczucie, że reżyser nie nadaje się do tej roboty, Hyams miał jednak rekomendację Jamesa Camerona. Ostatecznie, mimo negatywnych recenzji i 3 nominacji do Złotych Malin, film nieźle poradził sobie w kinach, zarabiając 212 mln dol. przy 100 mln. budżecie.