„Młody T-Rex”. Kiedy dinozaur kocha kobietę

Lubicie historie o miłości? Rhett Butler i Scarlett O’Hara to dla was synonim nieszczęśliwego romansu? A może Romeo i Julia? Albo Jack i Rose? Po obejrzeniu „Młodego T-Rexa” („Tammy and the T-Rex”) ci tragiczni bohaterowie będą musieli ustąpić miejsca zakochanej w dinozaurze (z wzajemnością!) Tammy.
Film „Młody T-Rex” premierę miał w 1994 r. i wyszedł spod ręki Stewarta Raffilla, którego trudno jednoznacznie ocenić jako kiepskiego reżysera. Co prawda na koncie ma jedną z największym filmowych abominacji lat 80., czyli bezczelną kopię „E.T.” zatytułowaną „Mac i ja”, ale wyreżyserował też przecież fajnych „Lodowych piratów” i interesujący „Eksperyment Filadelfia”.

fot. kadr z filmu

„Młody T-Rex” w latach 90. był dystrybuowany jako kino familijne, a dopiero niedawno – wydany w odświeżonej wersji na Blu-ray – pojawił się w pierwotnej wersji – krwawej, slapstikowej i niegrzecznej. I okazało się, że średni film dla całej rodziny jest tak naprawdę bawiącą się konwencją czarną komedią z nutką gore. W dodatku polaną sosem z nieuleczalnego romantyzmu.

fot. kadr z filmu

Zacznijmy jednak od tego, że „Młody T-Rex” powstał w uroczych okolicznościach. I tylko dlatego, że Raffill przypadkiem wpadł na faceta, który miał mechanicznego T-Rexa przeznaczonego do parku rozrywki w Teksasie, ale zapragnął wcisnąć go do filmu. Scenariusz powstał więc błyskawicznie, a historia została udrapowana dookoła sztucznego prehistorycznego potwora.

Wielka miłość ma krótkie łapki

To historia wielkiej miłości nastoletniej Tammy (Denise Richards) i Michaela (Paul Walker). Ona jest szkolną pięknością, zachwycającą cheerleaderką, a on – sportowcem i dżentelmenem. To ostatnie jest tu wyjątkowo istotne, bo Tammy niedawno zakończyła przemocowy związek z Billym – hersztem lokalnej bandy obwiesiów. Billy nie może pogodzić się z rozstaniem, na każdym kroku obiecuje więc, że zabije Michaela. Kiedy spełnia obietnicę, Tammy jest niepocieszona (ale nie na tyle, by nie podniosły jej na duchu słowa najbliższego kumpla, który zauważa sentencjonalnie, że „czas leczy rany”).

fot. kadr z filmu

Na szczęście (?) w okolicy prężnie działa ekipa szalonego naukowca, który pracuje akurat nad zmechanizowanym T-Rexem i wyzuty z wrażliwości, pogardzając etyką oraz moralnością, postanawia maszynie wszczepić mózg Michaela. Kiedy Michael wraca do żywych trochę czasu zajmie mu zrozumienie, że krótkie łapki T-Rexa mogą dokonać straszliwych i krwawych zniszczeń, podobnie jak jest wypełniona zębami jak szable paszcza. Od razu jednak przypomni sobie o swoim uczuciu do Tammy i pobiegnie do ukochanej, która po chwilowym szoku postanowi pomóc Michaelowi w odzyskaniu ciała.

fot.kadr z filmu

Jest tu wiele uroczych scen, które maskują ogólny infantylizm i niedopracowanie filmu. T-Rex grający z Tammy w kalambury? Dinozaur korzystający z budki telefonicznej? Tammy robiąca striptiz w finałowej scenie? „Młody T-Rex” to rasowe kino klasy B, które doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich niedociągnięć, a miejscami zamienia je w zalety. Jest tu kilka błyskotliwych dowcipów, a wątek romansowy wzrusza, bo to przecież klasyczna opowieść o Pięknej i Bestii.

Denise Richards i Paul Walker

Denise Richards, która wcieliła się w Tammy była w pierwszej połowie lat 90. jeszcze nieznaną aktorką. Dopiero druga połowa tamtej dekady miała jej przynieść popularność – została dziewczyną Bonda w „Świat to za mało”, wyrachowaną nastolatką w „Dzikich żądzach”, obrończynią galaktyki w „Żołnierzach z kosmosu”. W „Młodym T-Rexie” niewiele ma do zagrania, ale wykorzystuje swoją charyzmę i naturalny urok do tego, byśmy polubili Tammy i kibicowali w jej walce o miłość.

Paul Walker, który gra Michaela w „Młodym T-Rexie” też dopiero zmierzał w stronę wielkiej sławy. Zmarły w 2013 r. aktor uznanie zyskał rolami w serii „Szybcy i wściekli” oraz filmach „Linia czasu” i „Sztandar chwały”. W roli szalonego i perfidnego doktora Wachensteina wystąpił Terry Kiser, tytułowy Bernie z „Weekendu u Berniego”.

„Młody T-Rex” sprawi przyjemność fanom kina klasy B, którzy nauczeni doświadczeniem przymkną oko na mielizny fabuły, momentami drewniane aktorstwo i dadzą się porwać entuzjazmowi ekipy, która wyraźnie świetnie się bawiła w czasie pracy nad filmem. – Chciałem po prostu zrobić film dla ludzi, którzy lubią zwariowane produkcje – mówił Raffill w jednym z wywiadów dodając, że scenariusz pisał zaledwie przez tydzień. Trochę widać, choć to jeden z tych filmów, w których to nie przeszkadza.