"Czas na śmierć", reż. Charles T. Kanganis, rok prod. 1991, plakat

„Czas na śmierć”. Chyba z nudów

Lubię Traci Lords i podziwiam za to, że karierę gwiazdy porno przekuła w sukces jako aktorka bardziej mainstreamowego kina, nawet jeśli przeznaczonego na półki wypożyczalni kaset wideo.

„Czas na śmierć”, reż. Charles T. Kanganis, rok prod. 1991, mat. promujące film

Od debiutu aktorskiego w późnych latach 80., aż do połowy lat 90. zagrała w kilku hitach VHS , zwykle wcielając się w silne babki, policjantki na tropie seryjnych morderców, albo szukających zemsty na mafii. Można ją było wówczas oglądać m.in. w „Zmuszonej do zabijania”, „Nie z tej Ziemi” i „Szatańskim pakcie”.

W „Czasie na śmierć” Lords ze swoją manierą rozwścieczonej i kapryśnej księżniczki wciela się w Jackie – policyjną fotografkę, która cykając zdjęcia na w czasie policyjnych akcji jednocześnie odbębnia prace społeczne (400 godzin), zasądzone jej za karę, za handel narkotykami (jest oczywiście niewinna).

Nonszalancka w obliczu niebezpieczeństwa, Jackie robi wrażenie na Franku – postrzelonym detektywie, który na pierwszą randkę zabiera ją pod dom dwóch lesbijek, do których policja często przyjeżdża z powodu przemocy domowej.

Śmianie się niebezpieczeństwu w twarz nie wychodzi jednak Jackie na dobre: pewnego razu robi zdjęcie wtedy, gdy nie powinna i naraża się skorumpowanemu gliniarzowi. Przy okazji Frank okazuje się nie tak czarujący, jak mogło się wydawać, a do tego Jackie walczy o opiekę nad synem z mężem, który już znalazł sobie nową dziewczynę.

Ogólnie, panuje tu bałagan scenariuszowy. Film napisał i wyreżyserował Charles T. Kanganis, facet od wspomnianego już thrillera „Zmuszona do zabijania”, w którym Traci zagrała bardzo podobną rolę.
Nie wiadomo do końca, czy „Czas na śmierć” ma być thrillerem, czy dramatem, poziom utrzymują tu oprócz Traci jedynie Richard „Shaft” Roundtree (w jego przypadku to jednak normalka) no i Jeff Conaway, który wciela się we Franka., a na koncie ma dwie nominacje do Złotych Globów dzięki roli drugoplanowej w serialu „Taxi” i kreacje w filmach „Nieproszony gość” i „Grease”.
Jeff to etatowy czarny charakter kina klasy B, kiedy więc tylko jego twarz pojawia się na ekranie, wiadomo już, że Frank nie będzie mężczyzną, na którym Jackie będzie mogła polegać. Trochę jednak wieje tu nudą, perypetie bohaterki są strasznie sztampowe, a sceny akcji – mało spektakularne. Szkoda, bo to mógł być mocny thriller klasy B, tymczasem wyszło trochę dziwadło gatunkowe. Przeznaczone chyba tylko dla tych, którzy chcą odfajkować wszystkie filmy z Lords.