"Zabójcze diamenty", reż.  Brook Yeaton, rok prod. 1994, fot. kadr z filmu - fot. kinopoisk.ru

„Zabójcze diamenty”. Traci Lords gra u swego męża

„Zabójcze diamenty” („Ice”) to jeden z tych filmów, które można oglądać jednym okiem i nie śledzić jego akcji z wielkim zaangażowaniem. Nic się wtedy nie traci, a wręcz – można zyskać.
Gwiazdą tego thrillera z 1994 r. jest Traci Lords – w latach 80. jedna z najpopularniejszych gwiazd porno na świecie, która dzięki sławie zdobytej w filmach dla dorosłych i skandalowi towarzyszącemu jej odejściu z branży (w szczytowym okresie sławy była nieletnia, co spowodowało, że taśmy z jej udziałem zniszczono pod parasolem prawa) a właściwie mimo niej, odnalazła się potem w kinie klasy B przeznaczonym na półki wypożyczalni VHS. W pierwszej połowie lat 90. były to zazwyczaj tanie akcyjniaki, w których Lords wcielała się głównie w kobiece wersje Brudnego Harry’ego i deptała po piętach mordercom, mafiozom oraz innym indywiduom spod ciemnej gwiazdy.

„Zabójcze diamenty”, reż.  Brook Yeaton, rok prod. 1994, fot. kadr z filmu

W „Zabójczych diamentach” jej bohaterka jest nieco na bakier z prawem. Ellen Reed wraz z mężem Charliem tworzą bowiem złodziejski duet i niestety podpadną nieodpowiednim ludziom.
Film zaczyna się od nudnawej sekwencji napadu na jubilera i strzelaniny z policją. Gangster w kiepsko dobranym tupecie kradnie diamenty warte miliony dolarów, a Reedowie mają na zlecenie firmy ubezpieczeniowej wykraść je ponownie. Charlie Reed postanawia jednak zatrzymać diamenty i obłowić się jeszcze bardziej, a to nie spodoba się gangsterom. Zginie marnie przeszyty gradem kul, a Ellen będzie musiała się zemścić.
Pomoże jej w tym glina nieco podobny do Dona Johnsona (kompletnie nieznany Jaime Alba), a przeszkadzać na każdym kroku – jej brat, śliski Rick (bardzo z „Gremlinów” Zach Galligan, który tutaj ewidentnie zastanawia się w każdej scenie, w którym momencie jego kariera wypadła na zakręcie).

„Zabójcze diamenty”, reż.  Brook Yeaton, rok prod. 1994, fot. kadr z filmu

„Zabójcze diamenty” ogląda się nawet dość przyjemnie, choć koszmarne aktorstwo razi na każdym kroku, podobnie jak fabularne dziury no i nieprawdopodobne zwroty akcji oraz sojusze zawierane na nowo z prędkością światła. Jest tu kilka strzelanin, scena erotyczna, w której Lords (niechętna do rozbierania się przed kamerą na etapie bardziej mainstreamowego aktorstwa) występuje w bieliźnie i dziwne dialogi. Słowem – tylko dla fanów Traci Lords. Tutaj należy dodać, że film wyreżyserował jej ówczesny mąż Brook Yeaton, którego Lords poznała na planie „Beksy” Johna Watersa, gdzie wcieliła się w seksownie zuchwałą Wandę. Yeaton już nigdy nic nie wyreżyserował i patrząc na „Zabójcze diamenty” nietrudno zgadnąć, dlaczego.