Dyniogłowy II: Krwawe skrzydła, reż. Jeff Burr, rok prod. 1993, plakat promujący film

„Dyniogłowy II: Krwawe skrzydła”. Rozczarowujący sequel poetyckiego horroru

To, że sequele nie dorastają do pięt oryginałom to niespecjalnie odkrywcza myśl. „Dyniogłowy” – horror z 1988 r. w reżyserii Stana Winstona, speca od efektów specjalnych – to nastrojowe kino grozy z rewelacyjną scenografią i melancholijnym klimatem, ponura opowieść o zemście ojca, który przy użyciu czarnej magii przyzywa na pomoc potwora z piekielnych czeluści, a potem gorzko tego żałuje. Scenariusz filmu powstał w oparciu o makabryczny wiersz, a film doczekał się trzech sequeli. „Dyniogłowy II: Krwawe skrzydła” („Pumpkinhead II: Blood Wings”) to jeden z nich, choć powstał stosunkowo późno jak na hollywoodzkie warunki, bo po pięciu latach, choć w mniej niż 30 dni. Premierę w wypożyczalniach VHS miał w 1993 r..
Punkt wyjścia w wyreżyserowanej przez Jeffa Burra ( w latach 90. spec od sequeli cudzych filmów – „Ojczym 2”, „Teksańska masakra piłą mechaniczną 3” i dwie części „Władcy lalek”) „dwójce” jest zresztą podobny, choć sequel filmu Winstona odarty jest z grozy, atmosfery i poetyckiej makabry, która uczyniła z oryginału film kultowy.

Tutaj akcja rozgrywa się w małym miasteczku, w którym w latach 50. grupka miejscowych dupków zamordowała zdeformowanego chłopaka, który mieszkał w lesie. Mija kilkadziesiąt lat, do mieściny przyjeżdża nowy szeryf, który ucieka przed zgiełkiem Nowego Jorku i problemami swojej córki Jenny, która wpadła tam w kiepskie towarzystwo.
Nowy szeryf od razu zrozumie, że na jego nowym terenie za sznurki pociąga sędzia Dixon, z którego synem Jenny zaczyna nastoletni romans. W czasie jednego z nocnych wypadów Jenny wpada w większe kłopoty niż kiedykolwiek w wielkim mieście. Jej nowi znajomi dla zabawy wskrzeszają leżące od kilkudziesięciu lat zwłoki.

„Dyniogłowy II: Krwawe skrzydła”, rok prod. 1993, reż. Jeff Burr, fot. MGM

Okazuje się, że potwór, tytułowy Dyniogłowy ma do wyrównania rachunki sprzed kilkudziesięciu lat.
Gdyby film Burra był odrębną od „Dyniogłowego” produkcją pewnie zrobiłby na mnie lepsze wrażenie, ale mają w pamięci doskonały film Winstona trudno oglądać jego sequel bez grymasu irytacji na twarzy. W pierwszym „Dyniogłowym” zemsta była torturą zarówno dla winowajców jak i dla wymierzającego ją, granego przez Lance’a Henriksena Eda. Tutaj jest po prostu pretekstem do malowniczych morderstw.

Brak też charyzmatycznego głównego bohatera, ale nie każdy może być przecież Lancem Henriksenem. Tutaj zobaczycie jednak m.in. Andrew Robinsona („Hellraiser”), Amy Dolenz (weteranka horrorowych sequeli z rolami w „Diabelskiej planszy 2” i „White Wolves: A Cry in the Wild II” na koncie), dorosłą Soleil Moon Frye, czyli serialową Punky Brewster a w małej (i nagiej) roli przemknie po ekranie królowa krzyku Linnea Quigley. Plusem jest tu piękny temat muzyczny autorstwa Jima Manzie. To by było na tyle.