"Strach na wróble", reż. Jeff Burr, rok prod. 1995, plakat

„Strach na wróble”. Klimatyczny horror z zemstą w tle

Już na początku seansu „Stracha na wróble” („Night of the Scarecrow”) uderzyło mnie podobieństwo tego filmu do 2. części „Dyniogłowego”. Jak się okazało – nie bez powodu. Jeff Burr wyreżyserował oba filmy. Sequel horroru z Lance’em Henriksenem premierę miał w 1993 r., a „Strach na wróble” dwa lata później. Filmy te łączy więc nie tylko zbliżona fabuła ale i podobny styl twórcy.
„Strach na wróble” to remake klimatycznego filmu grozy z lat 80. Podobnie jak oryginał opowiada o upiornym Strachu, który schodzi ze swojego stanowiska by zemścić się na tych, którzy wiele lat wcześniej doprowadzili do śmierci jego ludzkiej powłoki.
„Strach na wróble” z 1995 r. to historia małego miasteczka, które przed wiekiem terroryzował hedonistycznie nastawiony do świata czarnoksiężnik. Religijna społeczność miała dość organizowanych przez niego orgii i zła, w którym się pławił. Dlatego pobili czarnoksiężnika jego własną bronią – klątwą. Po linczu nad jego grobem stanął Strach na wróble. Wybudzony z wiecznego snu przez pijanych nastolatków (jednym z nich jest tu młodziutki John Hawkes, nominowany później do Oscara za rewelacyjną drogę drugoplanową w „Aż do kości”) postanawia dokonać pomsty na rodzinie burmistrza miasteczka, który doprowadził do jego zagłady.

„Strach na wróble”, 1995 reż. Jeff Burr

Morduje więc kolejnych członków rodu, a powstrzymać go może jedynie marnotrawna córka obecnego burmistrza, która po latach wróciła do domu. Pomoże jej pracownik jej ojca, z którym oczywiście połączy ją też romans. Razem spróbują odzyskać księgę zaklęć Stracha, na której najbardziej mu zależy. „Strach na wróble” to oczywiście sztampowa historia, w której niewiele może widza zaskoczyć. To jednak klimatyczne kino z niezłymi efektami specjalnymi i kilkoma makabrycznymi scenami, które przy mikrym budżecie robią wrażenie. Jak np. scena, w której napadnięty przez Stracha pastor (Bruce Glover) zostaje odnaleziony z zaszytymi krwawo ustami, czy scena śmierci burmistrza – jego ciało zostaje owinięte w kokon stworzony ze słomy.
Sam Strach od czasu do czasu rzuci jakimś onelinerem, na szczęście dzieje się to rzadko. W oryginalnej wersji scenariusza miał ich w zanadrzu znacznie więcej, Burr naciskał jednak na to by zniknęły. I dobrze, wesołkowaty potwór mógłby popsuć klimat tej historii.

„Strach na wróble”, 1995 reż. Jeff Burr

Główną bohaterkę gra mało rozpoznawalna Elizabeth Barondes, która w 1991 r. wystąpiła w „Oskarze” z Sylvestrem Stallone, a rok po „Strachu na wróble” można ją było oglądać w nowej wersji „Nie z tej ziemi” wyprodukowanej przez Rogera Cormana na potrzeby jego autorskiego cyklu emitowanego przez stację Showtime. Barondes większej kariery nie zrobiła, a szkoda – jako nieustraszona dziewczyna, która rzuca wyzwanie potworowi jest przekonująca i energiczna, aż chciałoby się ją oglądać częściej w takich rolach. Lepiej powiodło się wcielającemu się tu w jej ukochanego Johnowi Mese. Jego można było oglądać m.in. w świetnym serialu „Amerykański gotyk” i serialu „Portret zabójcy”.