"Język smoka", reż. Worth Keeter, rok prod. 1993, plakat

„Język smoka”. Filmowy debiut Pameli Anderson

Jest rok 1993. Pamela Anderson co prawda od roku występuje już w serialu „Słoneczny patrol”, ale daleko jej jeszcze do symbolu seksu, którym stała się w połowie lat 90. Na koncie ma za to inny, nie mniej ważny tytuł – „Dziewczyny Miesiąca” magazynu Playboy. W latach 80. i 90. zapewniał on prostą drogę do ekranowej kariery, choć na jej końcu nie czekały raczej oscarowe statuetki. Wiązał się za to z licznymi występami w filmach klasy B z dużym naciskiem na kino erotyczne. I na to właśnie doskonałym przykładem jest dziś już nieco zapomniany „Język smoka” – pierwszy duży film w filmografii Anderson i jej pierwsza główna rola. Jego reżyserem jest Worth Keeter, facet od seriali „Power Rangers” i „Jedwabne pończoszki” a scenariusz napisali razem Gene Church i aktorka Terri Treas, którą polski widz może kojarzyć m.in. z 3. części „Łowcy śmierci” i 4. odsłony serii „Dom”.
Fabuła „Języka smoka” jest nieco chaotyczna, ale postaram się ją w miarę skromnych możliwości streścić nie ujawniając oczywiście końcowego „zwrotu akcji”.

Pierwsze sceny filmu rozgrywają się w Chinach. Mała, jasnowłosa dziewczynka pada ofiarą handlarzy ludźmi, którzy sprzedają ją do domu publicznego, gdzie z kolei przygotowywana jest do roli konkubiny. Mija kilkanaście lat i akcja przenosi się do Los Angeles. Jasnowłosa kobieta o ciele jakby wykutym dłutem Michała Anioła uprawia seks z kochankiem, którego następnie zabija. Śledztwo w sprawie morderstwa prowadzi detektyw Peckham; gra ją Chelsea Field, aktorka znana m.in. z filmów „władcy Wszechświata” i „Ostatni skaut”. Peckham romansuje z policyjnym psychiatrą, a tak się składa, że ma on pomóc cierpiącej na psychiczne problemy dziewczynie – jasnowłosej Felicity o twarzy Pameli Anderson. Felicity ma amnezję, dręczą ją koszmary, w których morduje swoich kochanków, a w dzieciństwie padła ofiarą handlarzy ludźmi w Chinach. Przystojnego doktora gra Steven Bauer, czyli Manny Ribera z „Człowieka z blizną”. Z Felicity połączy go oczywiście płomienny romans, a namiętność zarzuci mu na oczy klapki. Nie połączy historii Felicity ze śledztwem prowadzonym przez Peckham. Ta na szczęście w odpowiednim momencie wkroczy do akcji z palcem na spuście służbowej broni.

„Język smoka” to film głupi. Temat handlu ludźmi traktuje pretekstowo, ale też po produkcji erotycznej mającej być windą do sławy dla Anderson nie należało spodziewać się niczego więcej. Sama Pamela jest tutaj dziewczęca i hipnotyzująca, dla jej fanów „Język smoka” jest więc lekturą obowiązkową. Intryga jest nijaka i nielogiczna, a finałowa wywrotka fabularna jest tak nieprawdopodobna, że zamiast zaskoczenia wywołuje nerwowy śmiech. Film był w 1993 r. porównywany do „Nagiego instynktu” i ci, którzy postanowią się na niego jednak porwać szybko zrozumieją dlaczego. Oprócz scen erotycznych z filmem Verhoevena „Język smoka” ma niewiele wspólnego. Pamela nie ma charyzmy Sharon Stone, a sama historia nie jest tak elektryzująca jak w „Nagim instynkcie”. O przemycaniu jakichkolwiek komentarzy społecznych w ogóle nie ma co wspominać. Film pozbawiony jest też całkowicie orientalnego klimatu, na którym twórcom ewidentnie zależało. Tak bardzo, że słowo „orientalny” pada w scenariuszu jakieś 20 razy.