"Pół na pół", reż. Charles Martin Smith, rok prod. 1992, plakat

„Pół na pół”. Jeden z fajniejszych filmów wytwórni Cannon

Czarujący akcyjniak z Peterem Wellerem i Robertem Haysem w rolach głównych. „Pół na pół” („Fifty/Fifty”) to produkcja wytwórni Cannon Films z czasów, kiedy to legendarne studio właściwie chyliło się już ku upadkowi. W 1992 r. wytwórnia, która stworzyła takie gwiazdy jak Jean-Claude Van Damme, Michael Dudikoff czy Chuck Norris była na granicy upadłości, a „Pół na pół” to jedna z ostatnich produkcji w dorobku Cannon Films. I jedna z lepszych w ogóle.
Czy to za sprawą charyzmatycznego duetu dwóch głównych bohaterów (film został napisany właśnie dla Dudikoffa i Norrisa, ale ci ostatecznie się wycofali), czy zabawnego, wypakowanego dowcipnymi dialogami scenariusza, „Pół na pół” ogląda się przyjemnie, postaci Wellera i Haysa budzą sympatię, a cała historia ma w sobie powab kina przygodowego lat 80. Pewnie dlatego, że właśnie w tamtej dekadzie powstał scenariusz autorstwa Michaela Butlera i Dennisa Shryacka (panowie napisali wspólnie także filmy „Niesamowity jeździec” i „Morderstwo przez telefon”).

Weller i Hays grają tu Wyera i Frencha – dwóch najemników, którzy na zlecenie CIA pomagają na małej wyspie na Pacyfiku obalić dyktatora. Szkolą więc lokalnych mieszkańców w walce, rywalizują o względy jednej z rewolucjonistek, przekomarzają się, strzelają z rakietnicy do rekinów i robią wszystko to, co winni robić bohaterowie hitów ery VHS. „Pół na pół” to trwająca ponad 100 min przygoda, w której bardziej spektakularne niż wybuchy i strzelaniny są fajerwerki dowcipu. Weller – jego Wyer ten bardziej cyniczny w duecie – ma doświadczenie w graniu stonowanych herosów, Hays – to jemu pot zalewał karykaturalnie oczy w komedii „Czy leci z nami pilot” – wprowadza do tej w sumie poważnej historii element komediowy. To on ma też do zagrania więcej absurdalnych scen (np. rozmowy z kozą) i więcej czysto komediowych kwestii do wypowiedzenia. Panowie wspaniale się uzupełniają i mają na ekranie chemię, której nie powstydziliby się Mel Gibson z Dannym Gloverem. Dlatego dziwi to, że „Pół na pół” jest dziś filmem nieco zapomnianym, niewymienianym jednym tchem obok sensacyjnych szlagierów tamtego okresu.

Robert Hays i Peter Weller w filmie „Pół na pół”, reż. Charles Martin Smith, rok. prod 1992, fot. IMDB – https://www.imdb.com/title/tt0106902/

Film wyreżyserował Charles Martin Smith, aktor szerszej publiczności znany m.in. z „Nietykalnych”, a od 1986 r. także reżyser (zadebiutował horrorem „Metalowa zemsta”). Po Dudikoffie i Norrisie projektem zainteresowani byli Sylvester Stallone i Kurt Russell, którzy z kolei postanowili ostatecznie wystąpić w „Tango i Cash”. To nic. „Pól na pół” to emocjonująca, świetnie zrealizowana i zagrana rozrywka, która na tle podobnych produkcji wyróżnia się dobrze napisanymi postaciami, humorem i tempem. Końcowe sceny przygotowywały wyraźnie grunt pod część drugą, ta jednak nigdy nie powstała.
Weller to jeden z najciekawszych aktorów kina gatunkowego. Występował oczywiście u Cronenberga i Allena, ale tak naprawdę zasłynął tytułową rolą „RoboCopa” u Verhoevena. Był świetny w „Lewiatanie” i wyniósł „Tajemnicę Syriusza” o kilka poziomów wyżej. W pierwszej połowie lat 90. stał w rozkroku pomiędzy kinem festiwalowym a typowo rozrywkowym. Z dobrym skutkiem, czego „Pół na pół” jest doskonałym dowodem.