"Akademia czarownic", reż. Fred Olen Ray, rok prod. 1995, plakat

„Akademia czarownic”. Bezbolesny seans

Podobno reżyser „Akademii czarownic” – legendarny twórca kina klasy B, Fred Olen Ray – zrealizował ten film tylko po to, by móc pracować na planie z Robertem Vaughnem. Vaughn to gwiazdor złotej ery amerykańskiej telewizji, aktor znany m.in. z „Siedmiu wspaniałych” czy serialu „The Man from U.N.C.L.E.”. Nie stronił w latach 80. od kina klasy B, a w latach 90. pochłonęło go już całkowicie. W „Akademii czarownic” wykorzystuje swój diabelski urok grając szatana, który składa pewnej zahukanej uczennicy ofertę nie do odrzucenia.

Główna bohaterka tej komedii z 1995 r. to kiepsko ubrana szara mysz, Leslie. Marzy o tym by wyuzdane dziewczyny ze studenckiego bractwa zafiksowanego na sadomasochizmie przyjęły ją w swoje szeregi. Ale nie ma ani stylu dominy, ani charakteru jędzy. Koleżanki postanawiają zabawić się jej kosztem i zamykają Leslie w piwnicy. Tam Leslie spotyka diabła, który proponuje jej układ: spełni życzenie Leslie i pomoże jej dostać się do bractwa, jeśli dziewczyna odda mu przysługę.

I tak oto Leslie zamienia się w seksowną kusicielkę. Pod workowatym swetrem i okularami skrywa – co za niespodzianka! – powab dziewczyny z rozkładówki „Playboya”. Postanawia dać dziewczynom z bractwa nauczkę, a tymczasem szatan zaczyna czuć do Leslie w tej nowej wersji miętę.

Fabuły tu właściwie nie ma, dialogi są boleśnie głupie, ale seans „Akademii czarownic” wbrew pozorom nie jest wcale bolesny. Fred Olen Ray ma nieco przyciężką rękę, w tym filmie nie ma to jednak większego znaczenia. Cały opiera się na charyzmie obsady, a tej nie można niczego zarzucić. Vaughn bawi się swoją rolą i świetnie czuje konwencję tandety ery VHS, a w głównych rolach kobiecych występują tu m.in. Suzanne Ager („Wewnętrzne sanktruarium 2”), niemal burleskowa, wpadająca w groteskę Priscilla Barnes („Licencja na zabijanie”) jako szefowa bractwa i autentycznie zabawna Veronica Carothers jako Leslie. Dla tej ostatniej „Akademia czarownic” była niestety jednym z ostatnich filmów.

W rolach drugoplanowych grają tu także jedna z trzech oryginalnych „królowych krzyku”, stała współpracownica reżysera, Michelle Bauer, występujący niemal w każdym jego filmie Jay Richardson (jako obleśny profesor). Muzykę skomponował jak zawsze niezawodny Chuck Cirino, którego ścieżki dźwiękowe można znaleźć na Spotify. „Akademia czarownic” ma wszystko, co zwykle mają filmy Olena Raya: goliznę, celowo siermiężne efekty specjalne, szczyptę niezbyt wyszukanego humoru. Tym razem to połączenie jest jednak wyjątkowo przyjemne.