"Wampiryczne jędze z Wenus", reż. Ted A. Bohus, rok prod. 1995, plakat

„Wampiryczne jędze z Wenus”. Seks-komedia z kosmosu

„Wampiryczne jędze z Wenus”, reż. Ted A. Bohus, rok prod. 1995, plakat

„Wampiryczne jędze z Wenus” („Vampire Vixens From Venus”) to kolejna seks-komedia, która pod płaszczykiem kina klasy B – w tym wypadku sci-fi – przemyca po prostu tanią erotyką. Wyreżyserował to w 1995 r. Ted A. Bohus, facet od filmu „Regenerated Man”, choć plakat, opis fabuły i obsada wskazywałyby raczej na Freda Olena Raya, króla budżetowego kina klasy B, specjalizującego się właśnie w erotycznych komediach.

A fabuła jest taka: na naszej planecie lądują trzy dość odrażające kosmitki. Tuż po lądowaniu, za pomocą zaawansowanej technologii, zamieniają swoje szpetne, gumowe oblicza na lica (i ciała) dziewczyn z rozkładówek magazynów dla panów: J.J. North („Atak gigantycznej dziewczyny z rozkładówki”), Theresy Lynn (córka kaznodziei znana też z filmu „Psycho Sisters”), oraz zmarłej w 2000 r. modelki magazynu „Penthouse” Leslie Glass. Planują wyssać życie z ziemskich mężczyzn, a że samce całkowicie tracą instynkt samozachowawczy na widok ud kosmitek i ich biustów, podbijanie naszej planety nigdy jeszcze nie było takie proste.

Oczywiście jest to wszystko okropne. „Wampiryczne jędze z Wenus” nie mają za grosz wdzięku „Doktor Alien” czy niezliczonych filmów Olena Raya, w których też chodzi przecież o to by zmieścić na taśmie filmowej jak najwięcej golizny. Choć gra tu jedna z muz Olena Raya, królowa krzyku Michelle Bauer, całość nudzi, a dialogi trudno zrozumieć. Zresztą były ewidentnie dogrywane w post-produkcji i nie zawsze wypowiadane przez bohaterów słowa pokrywają się z ruchem ust aktorów.

Dialogi i niektóre sceny są za to całkowicie przypadkowe, a aktorstwo – zwłaszcza panów – woła o pomstę do nieba. Najbardziej cool jest tu plakat promujący film, który chętnie powiesiłabym na ścianie. Swój urok ma też tania, ale dość efektowna charakteryzacja: kosmitki w swojej oryginalnej formie wyglądają całkiem nieźle, podobnie jak sceny roztapiania głupawych mężczyzn. Ale nie jest dobrze, jeśli w zrealizowanym za garść dolarów filmie klasy B jednym z największych osiągnięć są efekty specjalne.