„Saturday Night Special”. „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” klasy C

Albo nawet bez klasy. Choć obejrzałam radośnie, głównie dzięki Rickowi Deanowi, który sprawia wrażenie aktora szekspirowskiego, zamkniętego w klatce kina niższej kategorii. Ale po kolei. W tytule porównałam „Saturday Night Special”do słynnego „Listonosza…”, wielokrotnie adaptowanej powieści Jamesa Caina. Nie bez przyczyny.

Darlene ma kaskadę jasnych włosów, świetną figurę i twarz Marii Ford, flagowej gwiazdy Rogera Cormana. Nie do końca wiadomo, co robi z T.J.-em, rosłym, pachnącym piwskiem typem z fryzurą kierowcy ciężarówki i subtelnością koparki. Wspólnie prowadzą przydrożną spelunę, nieco obskurną i właściwie – podupadającą. T.J. wypija większość alkoholu, ma przyciężką rękę i Darlene często zadaje sobie pytanie, czy nie mogła trafić lepiej.

fot. New Concorde

Wszystko zmienia się, gdy do baru trafia nonszalancki Travis, muzyk country, który ożywia lokal, podrywa swoją grą ludzi do tańca, podrywa też właściwie bez problemu Darlene, a interes się kręci. Romans pomiędzy zaniedbaną żoną T.J.-a, a Darlene kwitnie, ale nic nie trwa wiecznie.

Para zacznie planować, jak by się tu pozbyć T.J.-a, a wtedy właśnie zaczną się problemy. Na scenę wejdzie węszący wszędzie policjant, pojawi się też były kumpel Travisa z paki i zakochani będą musieli nieźle kombinować, aby móc żyć długo i szczęśliwie. Pytanie tylko, czy Darlene tego chce?

„Saturday Night Special” to na tle wszystkich innych filmów Dana Goldena, produkowanych przez Rogera Cormana, całkiem przyzwoite kino klasy B, choć Ford to nie Jessica Lange, a Billy Burnette to nie Jack Nicholson, o Lanie Turner i Johnie Garfieldzie nie wspominając. Burnette to zresztą prawdziwy gwiazdor country, a „Saturday Night Special” to jego aktorski debiut. Przez kilka lat błyszczał jako jeden z członków kapeli „Fleetwood Mac”, potem zaczął karierę solową i wtedy właśnie dopadł go Corman, który postanowił zrobić użytek ze sławy muzyka.

Całość jest dość przewidywalna i tylko gra aktorska jakoś ratuje „Saturday Night Special” przed totalnym blamażem. Ford jak zwykle jest piękna i ma klasę, Burnette jakoś daje sobie radę, choć czasami ewidentnie nie rozumie swoich kwestii, ale prawdziwą gwiazdą tego filmu jest Rick Dean, który Marii Ford na ekranie towarzyszył już wielokrotnie i tutaj po raz kolejny udowadnia, że świat filmu poniósł ogromną stratę, kiedy zdecydował się go nie docenić.

Dean ze swojej papierowej postaci wyciąga wiele, wygrywa na niej tony, których zapewne nie było w scenariuszu. Damski bokser, szowinista, wędkarz, który kupuje pięknej żonie upominki, aby jakoś zdobyć jej przychylność. W niektórych scenach autentycznie go żałujemy, zwłaszcza, że oczywistym jest, że skazany jest na śmierć.
Podobnie jak „Saturday Night Special” skazane jest na zapomnienie.