„Oni żyją”. Kiedy kończy się guma do żucia

Nada to włóczęga i zabijaka o aparycji i refleksie zapaśnika. Nie bez powodu zagrał go Roddy Piper, kanadyjski wrestler, który urzekł Johna Carpentera. Czym? Cóż, Carpenter potrzebował naprawdę kanciastego typa do roli przaśnego budowlańca, który wypowiada wojnę kosmitom. I bez mrugnięcia okiem mówi: – Przyszedłem tu żuć gumę i skopać kilka tyłków. A gumy już nie mam.
„Oni żyją” to film z 1988 roku. Powstał na podstawie opowiadania napisanego 25 lat wcześniej przez Raya Nelsona. „Eight O’Clock in the Morning” („Ósma rano”) to najbardziej znane dzieło Nelsona, rozsławione głównie przez film Carpentera. Nada to prosty mięśniak rzucony w wir wydarzeń. Przyjeżdża do Los Angeles w poszukiwaniu pracy. Znajduje ją na budowie, gdzie poznaje też Franka, swojego nowego najlepszego przyjaciela.

fot. kadr z filmu

W okolicy mówi się o zakłóceniach sygnału telewizyjnego. A pobliski kościół najwyraźniej jest przykrywką dla działalności ruchu oporu. Nada znajduje w nim pudełko, a w pudełku – okulary przeciwsłoneczne, od których zaczną się wszystkie jego kłopoty. Bo – naturalnie – nie są to zwykłe lustrzanki. Dzięki nim Nada zobaczy jak naprawdę wygląda świat: wszystkie reklamy i bilboardy uliczne zawierają ukryty przekaz. Mijający je codziennie ludzie nie zdają sobie sprawy, że są manipulowani: mają być posłuszni, nastawieni na konsumpcję i reprodukcję. W dodatku najbogatsi i odnoszący największe sukcesy obywatele to tak naprawdę kosmici, którzy hipnotyzują ludzkość. To się Nadzie nie mieści w głowie. I oczywiście – będzie musiał wziąć sprawy w swoje ręce.

fot. kadr z filmu

Poczucie humoru Roddy’ego Pipera

Carpenter w latach 80. miał dość mediów i tego, jak manipulują widzami. „Oni żyją” na pierwszy rzut oka mogą się więc wydawać głupkowatym thrillerem s-f, ale to tak naprawdę protest Carpentera przeciwko ogłupianiu mas. I satyra na Amerykę lat 80. – Oglądałem telewizję i zdałem sobie sprawę, że wszystko, co w niej pokazują zostało zaprojektowane, aby coś nam sprzedać – wspomina reżyser w jednym z wywiadów.
Carpenter napisał scenariusz pod pseudonimem. Nie dlatego, że wstydził się swojego dziecka – po prostu korzystał z opowiadania Nelsona, komiksu na jego podstawie, a także pomysłów swoich i ekipy filmowej. Podpisał się jako Frank Armitage, co było ukłonem w stronę H.P. Lovecrafta. U Samotnika z Providence bohater opowiadania „Horror w Dunwich” nazywał się Henry Armitage. Carpenter, który uwielbiał Lovecrafta, puścił więc jeszcze mimochodem oko do fanów pisarza.

fot. kadr z filmu

Roddy Piper był oczywistym wyborem do roli Nady. Carpenter mówił o nim: – Ten facet ma życie wypisane na twarzy. Piper grał wcześniej m.in. w kultowym „Mieście żab”. Na planie nie chciał zdejmować obrączki, dlatego samotnik Nada w kilku scenach ma ją na palcu. Zmarły w 2015 r. zapaśnik miał spore poczucie humoru. Ukradł okulary, które nosił w czasie zdjęć, a potem poskarżył się producentom, że „nie demaskują żadnych kosmitów, oprócz tych na planie filmowym”. Rolę jego przyjaciela Franka zagrał Keith David, którego talent zaimponował Carpenterowi, kiedy ta dwójka pracowała w 1982 roku nad hitem „Coś”. Reżyser tłumaczył, że nie chciał „tradycyjnego przybocznego”. David był jego zdaniem jedynym aktorem, który mógł stworzyć samodzielną postać.

fot. kadr z filmu

„Oni żyją” z pozytywnymi recenzjami

Główną rolę żeńską zagrała właścicielka najpiękniejszych oczu Hollywood, Meg Foster. Aktorka znana m.in. z „Władców wszechświata” i „Weekendu Ostermana” wcieliła się w postać Holly, pięknej producentki telewizyjnej, którą Nada werbuje do udziału w swojej krucjacie. Nada przekona się niestety, że nie należy ufać pięknym kobietom i że o wiele lepiej było mu samemu, z Frankiem u boku.
Film „Oni żyją” powstał w osiem tygodni, za trzy miliony dolarów. W ciągu niemal 30 lat dorobił się statusu kultowego i przyniósł 13 milionów dolarów zysku, co może nie jest specjalnie imponującym osiągnięciem, ale świadczy o nieskończonej miłości fanów. Co ciekawe, krytycy poznali się od razu na przesłaniu Carpentera. „Oni żyją” zbierał pozytywne recenzje, choć krytycy narzekali na „płaski scenariusz”. Żaden nie przepowiadał też Piperowi większej kariery, nie mówiąc o Oscarze dla najlepszego aktora.

fot. kadr z filmu

„Oni żyją” nie są najbardziej znanym filmem Johna Carentera. Zrobił przecież „Coś”, „Ucieczkę z Nowego Jorku” i „Wielką drakę w chińskiej dzielnicy”. Wydaje się jednak, że ojciec Snake’a Plisskena naprawdę chciał w „Oni żyją” coś przekazać. To nie miała być bezmyślna demolka z kosmitami w roli głównej. Trochę odbiło się to kilka lat temu Carpenterowi czkawką. O jego filmie znowu było głośno. Internetowi neonaziści twierdzili, że film Carpentera demaskuje „żydowską dominację nad światem”. Reżyser odpowiadał im na Twitterze: – To film o yuppies i wszechobecnym kapitalizmie. Nie ma nic wspólnego z Żydami i ich kontrolą nad światem. To kłamstwo.
Carpenter musi się przygotować na to, że – w dobie teorii konspiracyjnych i prezydentury Trumpa – ktoś co jakiś czas będzie na nowo interpretował nieco zakurzonego klasyka kina klasy B. Roddy Piper pewnie się tego nie spodziewał, kiedy skończyła mu się guma do żucia.