„Diabelska symfonia”. Kostiumowy kicz Cormana, który nawet się broni

Mówcie co chcecie, ale mam słabość do serii „Roger Corman Presents”. Ta emitowana w połowie lat 90. przez stację Showtime antologia filmów telewizyjnych sygnowanych nazwiskiem niekwestionowanego króla kina klasy B składa się z blisko 30 filmów. Wiele z nich to nowe wersje hitów Cormana sprzed lat, sporo wśród nich jednak też oryginalnych produkcji, które Corman i jego adepci wzięli na warsztat po raz pierwszy. Tak np. było z „Królową szczurów” Dana Goldena i właśnie z wyreżyserowaną przez producenta Davida Tausika „Diabelską symfonią” („Hellfire”).

fot. kadr z filmu, Showtime

Oba te filmy to kostiumowe produkcje kiczowatej grozy przeplatanej erotyką oraz kinem płaszcza i szpady. Scenariusz „Diabelskiej symfonii” napisali do spółki Beverly Gray (wieloletnie współpracownica Cormana, autorka jego nieautoryzowanej biografii), David Hartwell („Zabójczy instynkt”) i Tara McCann, która na koncie ma też skrypt do wspomnianej już „Królowej szczurów”. „Diabelska symfonia” to dziwadło filmowe, nieco niezręczny miks „Upiora w operze”, opowieści o Draculi, wariacja na temat Fausta.

fot. kadr z filmu, Showtime

Na oko akcja toczy się na przełomie XVIII i XIX wieku, we Francji. Pewien genialny kompozytor, Octave Barron, pisze właśnie w komitywie z szatanem symfonię, a pożywką dla jego talentu są liczne morderstwa, których się dopuszcza. To zbyt wiele dla okolicznych wieśniaków, którzy linczują kompozytora (konkretnie rozrywają go końmi), a z życiem uchodzi jedynie jego służąca i kochanka – Carlotta.

fot. kadr z filmu, Showtime

Kilkadziesiąt lat później, do rezydencji przyjeżdża piękna Gabrielle, dziedziczka Barrona i jego siostrzenica. Dziewczyna znajduje symfonię i wynajmuje zapijaczonego artystę-bawidamka, Mariusa, by ją dokończył. Oczywiście, szatan tylko na to czeka i przebiera kopytkami, by tylko – wraz z kombinującą w mroku Carlottą – przejąć ciała Gabrielle i Mariusa.

fot. kadr z filmu, Showtime

„Diabelska symfonia” kosztowała zaledwie 2 mln dol., ale zarówno scenografia, kostiumy i realizacja wypadają tu naprawdę przyzwoicie. Broni się też muzyka, a i klimat filmu przypomina stare horrory Cormana z Vincentem Price’em zawsze kradnącym show. Jest tu sporo – jak to u Cormana – niepotrzebnej erotyki, kilka nieporadnych scen, raniących ucho dialogów i rozkosznie kiepskiego aktorstwa, ale „Diabelska symfonia” daje radę jako przaśna, telewizyjna produkcja, stworzona przez Cormana na potrzeby serii, którą jeszcze będę na łamach tego bloga opisywała.

fot. kadr z filmu, Showtime

W Gabrielle wcieliła się piękna Jennifer Burns, niezwykle podobna do francuskiej gwiazdy Isabelle Adjani, choć znacznie mniej utalentowana. Burns karierę miała krótką i zakończyła ją w 2000 r., po rolach m.in. Trakeeny w „Power Rangers” i Azabeth w filmach o przygodach Josha Kirby’ego. Na ekranie w „Diabelskiej symfonii” towarzyszą jej m.in. Ben Cross, aktor znany z „Rydwanów ognia” i kilkunastu produkcji, przy których współpracował z Cormanem, a także serialu „Banshee”, oraz legendarna aktorka kina klasy B lat 50. – Beverly Garland, którą kojarzyć możecie np. z filmów „Rewolwrowiec” i „Swamp Woman”.