"Małe wiedźmy", 1996, reż. Jane Simpson, plakat

„Małe wiedźmy”. Tania imitacja „Szkoły czarownic”

W połowie lat 90. powstał kultowy dziś film o grupie nastolatek zafascynowanych magią i okultyzmem. Zakompleksione i samotne wykorzystywały czary by zemścić się na oprawcach, rozkochać w sobie kolegów ze szkoły i spełnić marzenia. Do czasu, kiedy wszystko nie wymknęło się spod kontroli i nie doprowadziło do krwawego finału. Mowa o filmie „Szkoła czarownic” z Fairuzą Balk i Neve Campbell. Nie o „Małych wiedźmach” („Little Witches”), taniej podróbce tego pierwszego filmu.
„Małe wiedźmy” to teoretycznie horror, ale nie straszy. Chyba, że kiepskim aktorstwem. Film wyreżyserowała Jane Simpson, która na koncie ma jeszcze telewizyjny thriller „Wielbicielka numer jeden”.

„Małe wiedźmy”, 1996, reż Jane Simpson

Podobnie jak „Szkoła czarownic”, „Małe wiedźmy” to historia grupy nastoletnich przyjaciółek. Dziewczęta uczęszczają do katolickiej szkoły prowadzonej przez zakonnice, mieszkają w internacie, a najsilniejszą osobowość ma wśród nich rozwiązła Jamie (Sheeri Rappaport), która dla zabawy uwodzi pracujących nieopodal robotników rozbierając się w oknie do rosołu. Daleko jej jednak do granej przez Balk Nancy Downs, główną zołzę ze „Szkoły czarownic”. Jamie to nie ta liga: pozbawiona charyzmy, raczej ordynarna niż elektryzująca nie ma szans na to, by przykuć uwagę widza i wywołać jakieś emocje. Zabawne, bo podobno Rappaport była statystką na planie „Szkoły czarownic” i jeśli to prawda to ewidentnie nie wykorzystała czasu na wyciąganie wniosków i podpatrywanie jak stworzyć wiarygodną kreację.

„Małe wiedźmy”, 1996, reż. Jane Simpson

„Małe wiedźmy” to więc historia grupy nastolatek, które zostają w szkole w przerwie wielkanocnej. Tuż obok budynku szkolnego toczą się prace renowacyjne i pewnej nocy dziewczęta postanawiają zakraść się na budowę. Tam odkrywają dziwaczną kryptę, w której od lat spoczywają ciała uczennic szkoły, odkrywają też starą księgę i szybko dają się pochłonąć mrocznym mocom, budzą też demona i zaczynają niebezpieczną zabawę z czarną magią, która ma być zwieńczona złożeniem ofiary z człowieka.
Wszystko to jest pozbawione finezji, nieciekawe i kiepsko zagrane. I to mimo, że przecież rolę jednej z sióstr zakonnych gra Jennifer Rubin, wspaniała w „Nocnych koszmarach” i 3. części „Koszmaru z ulicy Wiązów”, a na ekranie debiutuje tu też Clea DuVall, aktora znana m.in. z filmów „Oni” czy „Operacja Argo”. Film powstał w zaledwie dwa tygodnie i został zmiażdżony przez krytyków.