"Crash i Byrnes", reż. Jon Hess, rok prod. 2000

„Crash i Byrnes”. Joanna Pacuła planuje zamach

Joanna Pacuła w filmie „Crash i Byrnes”, reż. Jon Hess, rok prod. 2000

„Crash i Byrnes” to jeden z filmów, po których człowiek czuje potrzebę usprawiedliwień, doprecyzowania, dlaczego właściwie obejrzał, to co obejrzał i stracił bezpowrotnie 90 min życia. Moje usprawiedliwienie jest wyjątkowo mocne: W „Crashu i Byrnesie” jedną z głównych ról gra Joanna Pacuła, która od 1983 r. z sukcesem gra w Hollywood u boku gwiazd i jako jedna z nielicznych Polek – poza pochodzącą z Odessy Idą Kamińską – zdobyła nominację aktorską do Złotego Globu.

W tym filmie Jona Hessa („Obserwatorzy” z Coreyem Haimem) z 2000 r. Pacuła gra międzynarodową terrorystkę Lissette, która twardą ręką rządzi grupą niebezpiecznych drabów i planuje zamach w jednym z wielkich miast Ameryki Północnej. Powstrzymać może ją jedynie Crash – agent CIA o twarzy Wolfa Larsona (telewizyjnego „Tarzana” i aktora znanego z filmów Any’ego Sidarisa), który jako jedyny widział jej twarz. Aby zatrzymać Lissette Crash będzie musiał się jednak sprzymierzyć z Byrnesem – niezrównoważonym, całkowicie od niego różnym brytyjskim gliną z policji antynarkotykowej. Ich spory i wieczne przepychanki będą oczywiście główną osią filmu.

„Crash i Byrnes” to film skrajnie nieoryginalny, ale w jakiś dziwny sposób sympatyczny. Może dlatego, że wszystko, co dzieje się na ekranie widzieliśmy już po wielokroć, a tak zgrane klisze trudno popsuć.

Larson – film powstał według jego scenariusza – jest na ekranie sztywny jak jego bohater, a wcielający się w Byrnesa Anglik Greg Ellis wręcz karykaturalnie pobudzony i narwany. Ten ekranowy duet jednak w jakiś dziwny sposób się sprawdza. Z kolei Pacuła jako Lissette wyraźnie świetnie się bawi strzelając seriami z atrap broni i planując zagładę ludzkości. Nieszkodliwa rozrywka wyprodukowana przez kanadyjską telewizję bez większych aspiracji ale też bez powodów do wstydu.