„Potrójna gra”. Joanna Pacuła uwodzi Judda Nelsona

Co tu dużo gadać: pretensjonalny gniot ze świetną obsadą. „Potrójna gra” („Every Breath”) to film zmarłego w ubiegłym roku Steve’a Binga, jedyny tytuł w jego reżyserskim portfolio, choć Bing wyprodukował m.in. „Dorwać Cartera” ze Stallone’em i pracował przy trzech częściach „Zaginionego w akcji” z Chuckiem Norrisem. Scenariusz „Potrójnej gry” napisał wspólnie z Andrew Flemingiem, reżyserem „Szkoły czarownic” i – uwaga! – Juddem Nelsonem, czyli Benderem z „Klubu winowajców”, który w „Potrójnej grze” gra także główną rolę.

Jego bohater – Jimmy – to niespełniony aktor, który występuje w żenujących reklamach i czeka na swoją wielką szansę, a ta wciąż nie nadchodzi. Na jednym z napuszonych przyjęć w Los Angeles poznaje seksowną Lauren (Joanna Pacuła), która wciąga go w psychologiczno-seksualną grę, która niespecjalnie przypada do gustu jej mężowi, nieco psychopatycznemu facetowi, który czerpie przyjemność z zadawania psychicznych i fizycznych tortur i podglądania, jak jego piękna żona uprawia seks z innymi. Gra go Patrick Bauchau, który najbardziej znany jest chyba z roli Scarpine’a w „Zabójczym widoku”.

„Potrójna gra” stara się bardzo być filmem pełnym napięcia, nieco filozofującym i balansującym na granicy skandalu. Jest jednak nudna i wręcz nawet chwilami żenująca. Przede wszystkim dlatego, że bohaterowie zachowują się irracjonalnie, ich motywacje są dla widza niezrozumiałe, podobnie jak wzajemne relacje między nimi: zupełnie nieprzekonujące i sztuczne. Nie ma to nic wspólnego z aktorstwem, a raczej ze scenariuszem. Całość utrzymana jest w klimacie neo-noir, ładnie sfotografowana, a w tle przygrywa bardzo dobra muzyka skomponowana przez Nilsa Lofgrena, członka zespołu Bruce’a Springsteena i zespołu Crazy Horse.