„Spotkanie ze śmiercią”. Mickey Rourke jak Bruce Willis
Nawet nie podejmuję się zliczenia wszystkich tanich klonów „Szklanej pułapki”, które zalały rynek wypożyczalni VHS w latach 90. „Spotkanie ze śmiercią” to film jakich wiele: bezkompromisowy typ uwalnia zakładników z łap porywaczy przy akompaniamencie wybuchów i serii z automatu. Zamiast gliniarza-dowcipnisia jest eks-gliniarz/filozof, zamiast wieżowca w Los Angeles-galeria handlowa, zamiast terrorystów byli więźniowie, a w miejsce Bruce’a Willisa mamy Mickey’a Rourke’a. Tego w najgorszym momencie kariery: pod koniec lat 90., kiedy grał we wszystkim, co się nawinęło, a jedyna jasna strona była taka, że i tak nikt tego nie oglądał.
Bo „Spotkanie ze śmiercią” ma jedną niewybaczalną wadę, która sprawia, że film debiutującego nim w 1998 r. Matta Earla Beesley’a ogląda się znacznie trudniej niż tańsze, gorzej zagrane produkcje papugujące „Szklaną pułapkę”. Próbuje udawać coś, czym nie jest. Jest przaśnym akcyjniakiem, a nie dramatem rodzinnym, B-klasową rozpierduchą, a nie rozprawą filozoficzną. Gdyby ktoś to twórcom uświadomił na wczesnym etapie, może seans „Spotkania ze śmiercią” byłby nieco mniej bolesny.
Mamy tu do czynienia z tragedią niemal grecką. Eks-policjant Rudy Ray (Mickey Rourke, którego cool ociera się o karykaturę) dowiaduje się, że jego młodszy brat, Joe (znany m.in. z „Gorączki” Kevin Gage) zwiał z więzienia wraz ze swoimi zdegenerowanymi kumplami. Rudy Ray postanawia wtrącić się w akcję policyjną i kiedy przestępcy opanowują galerię handlową przekrada się do niej ukradkiem by zabić zbirów i uratować brata. Bo Joe może i jest przestępcą, ale o wrażliwym sercu. Nie takim zatwardziałym i przeżartym złem, jak np. Wallace (Danny Trejo wspina się na wyżyny bycia paskudnym), lecz skomplikowanym wrażliwcem, który wszedł na dyskusyjną ścieżkę i nie bardzo wie, jak z niej zawrócić.
Rudy Ray uderza z ukrycia, czołga się szybami wentylacyjnymi, ukrywa w toaletach, ostatecznie natomiast oczywiście triumfuje, bo tak być musi. Słodko-gorzkie zakończenie zapewne miało widzom uświadomić, że zwycięstwo sił jasności niesie ze sobą pewne ofiary, wyszło jednak dość pretensjonalnie i w sumie przynosi tylko ulgę, że to „Spotkanie ze śmiercią” dobiegło końca”.