"Grób", reż. Jonas Pate, rok prod. 1996, plakat

„Grób”. Przypowieść o chciwości

„Grób” Jonasa Pate to jeden z tych post-tarantinowskich filmów, które zalały rynek w połowie lat 90., po sukcesie „Pulp Fiction”. Bohaterami są drobni przestępcy, scenariusz opiera się na mocnym dialogu, a przemoc zdaje się tu niemal humorystyczna, choć całość ma dość ponury ton. W rolach głównych występują Craig Sheffer, jego ówczesna żona Gabrielle Anwar i gwiazdor lat 80., Anthony Michael Hall, a na drugim planie są m.in. Keith David i Eric Roberts.

Gabrielle Anwar w filmie „Grób”, reż. Jonas Pate, rok prod. 1996

Dwóch uroczych kryminalistów – King i Tyn – odsiadują w więzieniu stanowym w Północnej Karolinie 20-letni wyrok. Skwar leje się z nieba, a oni codziennie obrabiają więzienną farmę. Pewnego dnia jeden z więźniów opowiada im fantastyczną historię: o grobie lokalnego milionera, w którym kryje się skarb. King namawia Tyna by uciekli z więzienia, rozkopali grób i się wzbogacili. Niestety, prosty plan sypie się od samego początku, niczym ziemia z odkopanej po latach trumny. Chętnych do wielkiej fortuny jest znacznie więcej: od kumpli Kinga, typów spod ciemnej gwiazdy po więziennego strażnika, który nadstawił uszu w odpowiednim momencie.

Historię Kinga i Tyna opowiada niczym biblijną przypowieść więzień, którego spowiedzi tuż przed egzekucją słucha więzienny ksiądz. To sprawia, że widz nie ma złudzeń: „Grób” mimo obecności czarnego humoru nie skończy się dobrze. Twarz więźnia jest spowita cieniem, nie wiadomo więc, który z bohaterów doczekał tak marnego końca. „Grób” intryguje więc od pierwszej sceny i trzyma w napięciu aż do makabrycznego finału.

„Grób”, reż. Jonas Pate, rok prod. 1996, kadr z filmu, IMDB

Choć wszyscy bohaterowie to archetypy ludzkich słabości, i tak budzą sympatię. Nie są może specjalnie pogłębieni, ale napisano ich z taką werwą, że nie sposób się nimi nie przejąć. Jeśli jednak ktoś wysuwa się tu na prowadzenie aktorsko to jest to Anthony Michael Hall. Znany z „Klubu winowajców” i „Martwej strefy” aktor wchodzi na scenę jako były więzień na zwolnieniu warunkowym, pozornie najmniej zainteresowany kolejnym przestępstwem. Szybko jednak odrzuca wątpliwości i staje się całkowicie bezwzględny. A przy tym jest niepokojąco uroczy i zabawny, pcha naprzód akcję i dodaje filmowi komediowego zacięcia. „Grób” zyskuje dzięki jego obecności na ekranie. Na uwagę zasługuje też świetna muzyka Alexa Wurmana, niestety całkowicie niedostępna.