FORTRESS2-SPTI-KEYART.tif

„Forteca 2”. Christopher Lambert znowu ucieka z futurystycznego więzienia. Tylko, że bardziej

O „Fortecy” pisałam niedawno. Futurystyczny thriller Stuarta Gordona („Reanimator”, „Zza światów”) to kawał dobrego kina klasy B, VHS-owy klasyk, który wcale nie starzeje. W tym skromnym filmie z 1992 roku, były komandos, John Brennick ucieka z więzienia przyszłości. Robi to na tyle dobrze, że producenci uznali, że dobrze byłoby go zamknąć w nim ponownie. Tylko, że teraz, więzienie będzie jeszcze bardziej futurystyczne – bo w kosmosie.

„Forteca 2” powstała w 2000 roku, od razu na rynek VHS. Jedynym członkiem oryginalnej obsady, który zdecydował się na ten ryzykowny krok i zagrał w kontynuacji jest Christopher Lambert, który w 2000 roku grał we wszystkim, co mu zaproponowano. Gwiazda legendarnego „Nieśmiertelnego” w „Fortecy 2” dwoi się i troi, aby widzowie uwierzyli w mizerny scenariusz, ale nic nie jest w stanie uratować tego zupełnie zbędnego sequela.

Forteca 2, 2000, fot. TriStar Pictures

Zacznijmy od tego, że „Forteca 2” to film bez pomysłu. Mamy tu właściwie powtórkę z rozrywki. John Brennick w pierwszej części zbiegł z więzienia i zniknął z radaru złowrogiej korporacji Men-Tel wraz z ciężarną żoną. Minęło siedem lat, a rodzina Brennicków ukrywa się w głuszy. Niestety, Men-Tel ich odnajduje i Brennick znowu trafia do więzienia, z którego po raz kolejny przyjdzie mu uciec. Po raz kolejny, towarzystwa będzie mu dotrzymywała galeria „interesujących” postaci. Naczelnik więzienia nie będzie miał obsesji na punkcie seksu (w pierwszej części był androidem), ale na punkcie przemocy, a Brennick znowu będzie uciekał myśląc o swojej żonie i dziecku.

Forteca 2, 2000, fot. TriStar Pictures

„Forteca 2” nie była wcale filmem tanim. Podobno kosztowała 11 milionów dolarów i w sumie – to widać. Stacja kosmiczna, w której znajduje się więzienie Brennicka wygląda przyzwoicie, podobnie jak sceny walk i scenografia. Szkoda tylko, że z ekranu wieje nudą – trudno jest się widzowi przejąć losem Brennicka, bo z dziarskiego bohatera pierwszej części stał się zdziadziałym nudziarzem. Ale to już kwestia scenariusza – Christopher Lambert robił wszystko, aby wykrzesać coś ze swojego drętwego bohatera. Poza tym, w „dwójce”, oprócz Lamberta grają całkiem znani i poważani aktorzy – naczelnika ze słabością do muzyki klasycznej i krwi gra Patrick Malahide, znany z „Gry o tron” i „Wyspy piratów” etatowy odtwórca śliskich typów z arystokratycznymi ambicjami.

Na drugim planie szarżuje też…Pam Grier, której udział w tym filmie dziwi, ale dziwi też rola Geoffa Murphy’ego, reżysera tej bezbarwnej produkcji, który przecież ma na koncie „Młode strzelby II” i drugą część „Liberatora”. W sumie, czytając to, uświadomiłam sobie, że Murphy po prostu chętnie robi kontynuacje udanych filmów innych reżyserów.