„Nie z tej ziemi”. Jak Traci Lords zerwała z porno

Traci Lords rolą w „Nie z tej ziemi” chciała udowodnić, że jest kimś więcej niż uwikłaną w wielki skandal aktorką porno. Lords, znana też z ikonicznej roli Wandy w „Beksie” w latach 80., była rozchwytywaną gwiazdą filmów dla dorosłych. Skandal wybuchł jednak, kiedy opinia publiczna zorientowała się, że Lords u szczytu sławy była nieletnia. W 1988 r. Jim Wynorski, reżyser „Powrotu potwora z bagien” i „Robotów śmierci”, przeczytał artykuł o Traci i postanowił, że obsadzi ją w swoim nowym filmie, remake’u dzieła Rogera Cormana z 1957 r. o tym samym tytule.

fot. Concorde Pictures

Wynorski miał jednak problem. Lords zniknęła z powierzchni ziemi, ukrywała się z dala od mediów i na dodatek nie miała menadżera. Reżyser podjął już jednak decyzję, że to właśnie ona wystąpi w głównej roli w „Nie z tej ziemi” i nie szczędził wysiłków, aby odnaleźć Lords. Tym samym aktorka zagrała swoją pierwszą rolę filmową i co ciekawe, zebrała bardzo dobre recenzje. Krytycy chwalili ją za to, że świetnie radzi sobie w konwencji komediowej i przed Lords otworzyły się drzwi Hollywood. Wprawdzie tego podziemnego, bo aktorka nigdy nie wyszła poza kino klasy b i w latach 90. na potęgę grywała w akcyjniakach, thrillerach erotycznych i horrorach przeznaczonych na półki wypożyczalni.

Wynorski założył się ze swoim mentorem, Cormanem, że nie da rady ukończyć „Nie z tej ziemi” w 12 dni. Dał radę – film powstał w nieco ponad 11 dni. Ta czarna komedia kosztowała jedyne 100 tys. dolarów, ale okazała się hitem wypożyczalni wideo – przynosząc producentom ponad milion dolarów. Sam Wynorski wspominał po latach, że dzięki „Nie z tej ziemi” kupił sobie nowy dom.

Fabuła „Nie z tej ziemi” jest prosta: przybysz z kosmosu przybiera ludzką postać i nie budząc podejrzeń żyje w Los Angeles. Wydaje się nieco ekscentryczny, bo nosi ciemne okulary nawet po zmroku, ale nie takie dziwactwa widzieli mieszkańcy LA. Kosmita, który ukrywa się pod nazwiskiem Johnson jest bardzo łasy na ludzką krew, potrzebuje ciągłych transfuzji i morduje przypadkowe osoby, których ciała wysyła futurystyczną kapsułą do badaczy ze swojej planety.

Niestety, ma nieszczęście trafić na rezolutną pielęgniarkę, Nadine, która od razu wyczuwa, że pragnący ciągłej transfuzji pacjent ma coś do ukrycia. Wraz ze swoim chłopakiem policjantem i szemranym szoferem Johnsona dziewczyna próbuje powstrzymać kosmitę, a widz przy okazji będzie mógł nacieszyć oko kiczowatym pastiszem  horrorów z lat 50. „Nie z tej ziemi” to umiarkowanie dowcipna, ale efektowna rozrywka, w której zdecydowanie najlepsze są intro sklejone z filmów Cormana i muzyka Chucka Cirino. Lors dobrze sobie radzi jako Nadine – jest odpowiednio zadziorna i szelmowska, widać też, że pobierała lekcje aktorstwa. I nic dziwnego, że kino zainteresowało się nią po aktorskim debiucie, bo w „Nie z tej ziemi” pokazała, że jej miejsce jest na pierwszym planie.

Oprócz Lords, na ekranie pojawili się też m.in. Kelli Maroney (gwiazda „Robotów śmierci), Monique Gabrielle (kolejna gwiazda kina dla dorosłych, która próbowała swoich sił w fabule, prywatnie dziewczyna Wynorskiego, która zagrała u niego w kilku filmach) i Arthur Roberts, który wcześniej grał m.in. w „Zemście Ninja”, „Robotach śmierci” i „Srogiej mamie II”, przy czym dwa ostatnie filmy reżyserował Wynorski, a Roberts wystąpił w nich u boku Maroney.

Lords osiągnęła swój cel. Po zakończeniu pracy w „Nie z tej ziemi” na serio zajęła się graniem w filmach. I już nigdy nie rozebrała się na ekranie. Chciała całkowicie zmienić swój wizerunek i w pewnym sensie jej się udało. Dziś znana jest bardziej jako gwiazda kina kultowego, a mniej – jako była aktorka porno. Od „Nie z tej ziemi” zagrała w ponad 30 filmach, nagrała płytę i napisała książkę. A dzieło Cormana skończyło w maju 30 lat. Ciekawostka – w 1995 r. powstał kolejny remake filmu z 1957 r., tym razem z Michaelem Yorkiem w roli Johnsona.