„Bezlitosna rzeka”, bezlitosny szrot

To jest jeden z gorszych filmów, jakie miałam wątpliwą przyjemność oglądać. Część z was pewnie się domyśli, że głównym powodem, dla którego zdecydowałam się na ten brawurowy krok, jest Maria Ford występująca tu w głównej roli. Ale nawet jej obecność w tym filmowym szlamie nie wynagrodzi mi tych 80 minut udręki. „Bezlitosna rzeka” to thriller z 1996 roku, który powstał za 45 tys. dolarów, co już mniej więcej obrazuje, z czym mamy do czynienia.

fot. kadr z filmu

Reżyserem tego gniotka jest Lev L. Spiro, który sprytnie ukrył się na liście płac pod pseudonimem L.L. Shapira i nie można go za to winić. Na koncie ma jeszcze trzy telewizyjne „Emmanuelle” i sporo odcinków popularnych seriali telewizyjnych, w tym „Orange is the New Black”. „Bezlitosna rzeka” to jedna z jego wcześniejszych reżyserskich prób i tylko dlatego można przymknąć oko na liczne niedociągnięcia. Napisał też jednak scenariusz tego filmu, co już jednak znacznie trudniej wybaczyć.

Fabuła jest prosta jak drut. Grupa przestępców napada na luksusowy klub ze striptizem, morduje kilkanaście osób w bezsensownej jatce, porywa dwie striptizerki i bierze jeszcze zakładnika – chłopaka jednej z nich, menadżera klubu. Razem z walizką pełną pieniędzy, wszyscy mają odlecieć prywatnym samolotem, ale samolot rozbija się gdzieś w głuszy i zaczyna się wyjątkowo mało emocjonując walka o przetrwanie, pełna bezsensownych sojuszy i kolejnych ofiar – np. przypadkowych turystów.

fot. kadr z filmu

Wbrew temu, co piszą na IMDB, striptizerki wcale nie walczą o życie sugestywnie tańcząc, aby obłaskawić porywaczy, co może być sporym ciosem dla fanów Marii Ford i partnerującej jej Nikki Fritz, gwiazdki filmów erotycznych, która w swojej karierze zagrała w wielu filmach klasy Z. A „Bezlitosna rzeka” na pewno nie jest najgorszym z nich.

Jedynym, który zdaje sobie sprawę z tego, w czym gra, jest tu Emile Levisetti, który wciela się w główny czarny charakter, nonszalanckiego i sarkastycznego typa ze spluwą, który wyraźnie czuje miętę do bohaterki Ford. Na drugim planie zobaczycie też znanego z „Nienazwanego” i „Królowej szczurów” Kevina Albera, który zresztą też reżyserował kilka telewizyjnych odcinków „Emmanuelle”, choć raz pod pseudonimem. Ginie on jednak w pierwszej połowie filmu, za sprawą rykoszetu, którym dobiła się kula. Takich rzeczy należy się spodziewać, gdy oddaje się strzały w samolocie.

Lubię Marię Ford, ale takie filmy boleśnie uświadamiają mi, że druga połowa lat 90. była dla niej trudna. Aktorka znana z „Nienazwanego II”, „Necronomiconu”, „Anioła zagłady” i „Striptizerki” może nigdy nie pokazała, na co ją naprawdę stać, ale zawsze, gdy tylko pojawiała się na ekranie rozsadzała go swoją charyzmą. „Bezlitosna rzeka” to tylko kolejny dowód na to, że nikt nie chciał tego dobrze wykorzystać.