Herosi ery VHS. 25 aktorów kina klasy B – część 1

Herosi ery VHS. Twarze, które sprzedawały bilety do kina, choć częściej – zapewniały wypożyczalniom wideo niezły dochód. W niektórych z nich nieprzytomnie się kochałam, innych – cenię za konsekwencję i charyzmę. Oto pierwsza część zestawienia „Herosi ery VHS”, na której znajdziecie 25 nazwisk bożków kina klasy B lat 80. i 90. Zebrałam tak w ogóle ponad 100 nazwisk, czekają nas jeszcze więc pewnie ze trzy odsłony.

Bruce Campbell

fot. Renaissance Pictures, „Martwe zło” – mat. promocyjne

Legenda. Gregory Peck filmów klasy B, Król, Człowiek-broda. Fani nadali Campbelllowi wiele ksywek, ale do historii popkultury przejdzie jako Ash Williams, bucowaty bohater trylogii „Martwe zło” i serialu „Ash kontra Martwe zło”.

Campbell dzięki Williamsowi stał się rozpoznawalny, ale przez niemal 40 lat wystąpił w ponad 120 filmach i serialach, z których większość, zwłaszcza te w latach 90., rozchwytywane były w wypożyczalniach VHS. „Maniakalny glina” 1 i 2, „Księżycowa pułapka”, „Kobieta-demolka”, „Ucieczka z Los Angeles” – to tylko niektóre hity z Campbellem.

Dziś aktor, dzięki serialowi stacji STARZ, w którym powrócił jako Ash, przeżywa renesans swojej kariery. W rozmowie ze mną przyznał, że jest marką. Ale, że mu to w ogóle nie przeszkadza. Campbell jest ikoną i trudno teraz stwierdzić, czy stał się nią dzięki „Martwemu złu”, czy może to on zrobił z dzieła Sama Raimi film kultowy.

Do tego dochodzą jeszcze jego role w popularnych w latach 90. serialach, np. bijącej rekordy popularności także u nas, „Xenie: Wojowniczej księżniczce” i rzecz jasna – „Z Archiwum X”.

Rutger Hauer

Człowiek-ikona. Hauer zagrał w tylu kultowych filmach, że lata 80. i 90. miały właściwie jego twarz. Holenderski gwiazdor z kpiącym uśmieszkiem międzynarodową sławę zdobył dzięki roli filozoficznie nastawionego do  świata androida, a potem już poszło. „Zaklęta w sokoła”, „Ślepa furia”, „Krew bohaterów”, „W mgnieniu oka”, „Omega Doom”, „Autostopowicz”…naprawdę trzeba wymieniać dłużej?

Hauer wciąż gra, choć nieco obniżył loty – ostatnio na ekranach polskich kin można było go obejrzeć w fatalnym „Samsonie”, w którym błąkał się po biblijnych dekoracjach z pewnym zawstydzeniem. Patrząc na poziom filmów, w których występuje od 2000 roku naprawdę mu się nie dziwię.

fot. Warner Bros

Christopher Lambert

Na zawsze „Nieśmiertelny”, ale Chris Lambert miał w latach 90. intensywny romans z kinem przeznaczonym na półki wypożyczalni. „Forteca”, „Adrenalina”, „Mortal Kombat”, „Nirvana”, „Beowulf” i niezliczone kontynuacje „Nieśmiertelnego” właśnie – to wszystko zapewniło Lambertowi sławę, o jakiej wielu aktorów kina klasy B może tylko marzyć.

Lambert wciąż gra i odcina kupony od dawnej chwały. I pomyśleć, że karierę w USA zaczął od niemal niemej roli Tarzana w słynnym dramacie „Greystoke”, który był dla niego przepustką do międzynarodowej popularności.

fot. Cannon Films

Tim Thomerson

Jak Deth z kultowej serii „Trancers”. Mało? Thomerson zagrał w swojej karierze ponad 200 filmowych ról. Przez pewien czas ściśle współpracował z wytwórnią Full Moon, wcielał się m.in. w słynnego Dollmana, często grywał u Alberta Pyuna, a oprócz tego obnosił swoją urodę amerykańskiego senatora w popularnych wówczas serialach telewizyjnych, takich jak „Strażnik Teksasu” czy „Słoneczny patrol”.

Wraz z kumplem, Lance’em Henriksenem pracuje od wielu lat nad komedią, w której jeden sterany życiem aktor filmów klasy B szuka rady u drugiego, odnoszącego większe sukcesy.

fot. Full Moon

Lance Henriksen

Millennium TV series (1996-1999), fot. FOX

Ma prawie 80. lat i nic nie wskazuje na to, aby miał oddać komuś koronę króla drugiego planu. Henriksen może i występuje w filmach klasy B, ale jego talent aktorski zdecydowanie jest pierwszej klasy.

Trzykrotnie nominowany do Złotego Globa aktor zagrał m.in. w „Terminatorze”, dwóch częściach „Obcego”, westernowym horrorze „Blisko ciemności”, „Przystojniaku”, „Studni i wahadle”, „Rycerzach” i „Nieuchwytnym celu”.

W dodatku, wcielał się w głównego bohatera w „Organizacji śmierci”, popularnym serialu, który powstał jako przedłużenie „Z Archiwum X”.

Henriksen wciąż kręci nawet kilkanaście filmów rocznie, choć ich jakość bywa dyskusyjna.

Michael Paré

Moja wielka miłość do Michaela Paré zaczęła się po seansie „Ulic w ogniu” Waltera Hilla. Michael Paré ze swoją aparycją Adonisa lat 80., stworzony był do ról ostatnich sprawiedliwych, albo skonfliktowanych ze światem romantyków. W latach 80. miał pod tym względem naprawdę dobrą passę.

Oprócz „Ulic w ogniu”, filmu muzycznego, w którym obił twarz samemu Willemowi Dafoe, zagrał jeszcze w dwóch częściach „Eddiego i Krążowników”, „Ksieżycu 44”, „Świat oszalał” i kilku innych produkcjach, które zrobiły z niego gwiazdę kina kultowego.

W latach 90. grywał już niemal wyłącznie w filmach przeznaczonych od razu na niższe półki wypożyczalni i tradycję tą kultywuje do dziś, choć teraz jego filmu pojawiają się bezpośrednio na zapomnianych przez boga platformach VOD.

fot. kadr z filmu „Księżyc 44”

Jeffrey Combs

Etatowy odtwórca ról bohaterów Lovecrafta. Sławę przyniósł mu „Reanimator”, ale widzowie zapamiętali go też dzięki „Fortecy”, „Przerażaczom”, „Doktorowi Mordridowi”, „Zza światów” i „Potworowi na zamku”. Często współpracował ze Stuartem Gordonem, Charlesem Bandem i wytwórnią Full Moon. Jedna z bardziej rozpoznawalnych twarzy kina kultowego. Combs słynie z autoironii i zabawy swoim wizerunkiem.

fot. Empire

Michael Dudikoff

Dudikoff został odkryty i wypromowany przez szefów wytwórni Cannon Films, którzy obiecali mu złote góry, a w rezultacie – doprowadzili do zaszufladkowania aktora jako etatowego „Amerykańskiego Ninja”. Dudikoff zaczął obiecująco, świetnie zagrał w „Radioaktywnych snach”, po czym dał się wepchnąć do świata tanich akcyjniaków, w których wymagano od niego pewnego podobieństwa do Jamesa Deana i szybkiego rozdawania kopniaków. Dudikoff, oprócz serii „Amerykański Ninja” ma jeszcze na koncie m.in. „Siłę pomsty”, „Dowódcę plutonu”, „Łańcuch poleceń” i rzecz jasna, popularny też u nas serial „Cobra”.

fot. Cinema.de

Treat Williams

Treat Williams to jeden z bardziej niedocenionych aktorów na tej liście. „Gorączka śmierci”, „Fantom”, „Spluwa”, seria „Belfer” – w latach 80. i 90. jego twarz zdobiła niezliczoną ilość okładek kaset wideo. Oprócz tego, na konacie ma role w bardziej ambitnych produkcjach – np. musicalu „Hair” i „Dawno temu w Ameryce”. Jest też autorem książek dla dzieci, a na koncie ma też nominacje do trzech Złotych Globów.

fot. IMDB

Elias Koteas

fot. internet

 

W latach 80. i 90. miał wszystko, czego trzeba aby stać się bożyszczem kobiet. I przez chwilę nawet mu się udało. Koteas jednak musiał się przekwalifikować i z aktora, który grywał głównych bohaterów, został zdegradowany do gwiazdy drugiego planu.

Czy możliwe, aby odpowiedzialna była za to utrata włosów? Niewykluczone. Tak, czy siak – Koteas przeszedł do historii jako Casey Jonesz „Wojowniczych Żółwi Ninja”, Ricks z „Cyborga 2”, w którym romansował z nastoletnią Angeliną Jolie i Thomas z „Armii boga”.

No i przez pewien czas – mąż Jennifer Rubin.

 

Bruce Abbott

Tak podobny do Koteasa, że aż zastąpił aktora w drugiej części „Armii Boga”. Abbott ma jednak na koncie samodzielne sukcesy, a najbardziej znanym z nich jest rola w „Reanimatorze”. Przez kilka lat był mężem Lindy Hamilton, a w latach 80. i 90. zagrał w kilkunastu kultowych hitach, dzięki którym każdy fan kina gatunkowego pamięta jego twarz. Wystąpił m.in. w „Kobiecie-demolce”, „Czarnym skorpionie”, drugiej części „Reanimatora”, w której powtórzył swoją rolę Dana, „Nocnych koszmarach” i „Ostatnim gwiezdnym wojowniku”. Ostatnią rolę zagrał w 2010 roku i zajął się architekturą.

fot. IMDB

Michael Biehn

„Terminator”, „Obcy – decydujące starcie”, „Komando FOKI”, „Tombstone”…Michael Biehn ma za sobą bardzo owocną karierę, a na koncie sporo tytułów, które swego czasu robiły furorę w wypożyczalniach VHS. Szkoda, ze ten w sumie charyzmatyczny aktor zaczął rozmieniać się na drobne i dziś gra w tanich produkcjach sci-fi, albo horrorach, zwykle u boku swojej żony, Jennifer. Biehn w 2015 roku zagrał też w czwartej części „Króla skorpiona”, a to już daje nam jakieś wyobrażenie  o tym, jak mu się wiedzie.

fot. IMDB

Don „The Dragon” Wilson

fot. Dan of Geek

 

Legenda sztuk walki, 11-krotny mistrz świata w kickboxingu no i prawdziwy bóg kina kopanego. Wielokrotnie spotykał się na planie filmowym m.in. z Marią Ford, Cynthią Rothrock, Chrisem Pennem, Rickiem Deanem i Michaelem Madsenem.

Jego filmy to festiwale kopaniny, ale Wilson ma charyzmę i wdzięk, które wynoszą go ponad inne gwiazdy kina akcji. Jego najsłynniejsze produkcje to np. seria „Krwawa pięść”, „Pierścień ognia” 1 i 2, „Czarny pas” i „Żądza krwi”.

Wilson wciąż gra, choć premiery jego nowych filmów nie wywołują już takiego poruszenia, jak kiedyś.

 

 

Mark Dacascos

Dacascos to młodszy kolega Wilsona po fachu. Wilson zawładnął kinem kopanym w pierwszej połowie lat 90., a Dacascos – w drugiej. Pochodzący z Hawajów mistrz sztuk walki szybko zainteresował się aktorstwem i już w 1992 roku zagrał swoją pierwszą większą rolę w filmie „Amerykański samuraj”, u boku Davida Bradleya. Potem były takie hity wypożyczalni jak „Tylko dla najlepszych”, „Znak smoka”, piąta część „Kickboxera”, niezły „Wybrany”, średnie „DNA”, serial „Kruk” no i francuskie „Braterstwo wilków”. Niestety, Dacascos obniżył loty i od ponad dekady grywa głównie w nieoglądalnych gniotach, nie wzdrygając się nawet przed współpracą z legendarną wytwórnią „The Asylum”. 

Mario Von Peebles

Mistrz drugiego planu i najczęściej – występny czarny charakter. Von Peebles w latach 90. był ekranowym towarzyszem wielu głównych bohaterów, choć sam rzadko pojawiał się w tej roli. Z Christopherem Lambertem spotkał się w „Rewolwerowcach” i trzeciej części „Nieśmiertelnego”, z Clintem Eastwoodem we „Wzgórzu Rozdartych Serc”, wcielił się w Malcolma X w „Alim”,  a na koncie ma też role m.in. w czwartej części „Szczęk” i „Czarnych panterach”. No i nie zapominajmy o „Rappin'”, które wyszło ze stajni Cannon Films.

fot. Wikimedia Commons

Sasha Mitchell

Najpierw gwiazda amerykańskich telenoweli, a potem – gwiazda kina kopanego ery VHS. Mitchell zaczynał w „Dallas”, grał też w jednej z komedii z siostrami Olsen. Przełom w jego karierze nastąpił, gdy przyjął rolę w drugiej części „Kickboxera”, zastępując w filmie JCVD. Mitchell od tamtej pory zajmuje się niemal wyłącznie kopaniem w kinie akcji, choć niestety – zwykle pozostaje w cieniu bardziej znanych kolegów. Ma czarny pas w taekwondo.

fot. Cannon Films

Fred Ward

fot. kadr z filmu „Wstrząsy”

Fred Ward może nie jest najbardziej znany w tym gronie, ale zagrał kilka ról, które pozwoliły mu zapaść widzom w pamięć.

Jako Earl we „Wstrząsach” bawił swoją nonszalancją, jako Remo Williams – na naszych oczach uczył się tajników sztuk walki, świetnie sprawdzał się też w repertuarze komediowym i nie gardził ambitniejszymi rolami.

Dziś gra sporadycznie.

 

Hulk Hogan

Jeden z najbardziej znanych zapaśników XX wieku i jeden z tych, którzy postanowili wykorzystać sławę i zrobić filmową karierę. Filmy Hogana są takie jak wrestling – kiczowate, hałaśliwe i groteskowe. Ale to nie przeszkodziło mu w graniu w kilku rocznie na przełomie lat 80. i 90. Hogan, podobnie jak teraz „The Rock” to w USA instytucja. „Grom w raju”, „Pan niania”, „Małolaty ninja”, „Kosmita z przedmieścia” – dziś te filmy można oglądać tylko na fali sentymentu. Może podobnie będzie z filmami Dwayne’a Johnsona w przyszłości?

fot. kadr z filmu

Roddy Piper

Podobnie jak Hogan, Piper najpierw zbudował sobie karierę jako zapaśnik, a potem dopiero zajął się graniem w filmach. W przeciwieństwie jednak do Hogana, Piper naprawdę zasłużył się dla kina kultowego. „Oni żyją”, „Miasto żab” – to dziś już legendarne klasyki. Zmarł w 2015 roku.

fot. kadr z filmu „Oni żyją”

Eric Roberts

Brat Julii, który w przeciwieństwie do młodszej siostry nigdy nie przebił się do pierwszej hollywoodzkiej ligi, choć wielokrotnie był niebezpiecznie blisko. Roberts w latach 80. kreowany był na bożyszcze kobiet i gwiazdę kina akcji. Pogubił się jednak i po świetnych rolach w „Królu cyganów” i „Uciekającym pociągu” nieco sobie odpuścił. Efektem takiego nastawienia była np. seria „Najlepsi z najlepszych” i sporo filmów telewizyjnych, czy nawet kina klasy C, które w większości są nieoglądalne. Roberts kręci kilkanaście filmów rocznie – czasami pojawia się na drugim planie w kinowych hitach („Mroczny rycerz”) zwykle jednak wegetuje w kiepskim kinie sci-fi, horrrach i pozbawionych wdzięku akcyjniakach. Szkoda.

fot. kadr z filmu

Brad Dourif

Wybitny aktor, który został zaszufladkowany jako etatowy oślizgły typ Hollywood. „Diuna”, „Lot nad kukułczym gniazdem” (nominacja do Oscara), „Missisipi w ogniu”, „Morderstwo pierwszego stopnia” – w filmografii Dourifa nie brakuje rewelacyjnych ról i świetnych filmów. Ale jednocześnie są w niej takie hity jak „Sąd ostateczny”, „Cmentarna szychta” i rzecz jasna – seria „Laleczka Chucky”. To jeden z tych aktorów, bez których kultowe filmy nie byłyby takie same.

fot. kadr z filmu „Cmentarna szychta”

Złota czwórka

Na sam koniec, zestaw, bez którego żadna lista nie byłaby kompletna.

Jean-Claude Van Damme

mat. promocyjne

Bez charyzmatycznego Belga kino akcji lat 80. i 90. nie miałoby tego czaru, który ma. „Krwawy sport”, „Kickboxer”, „Uciec, ale dokąd?”, „Quest”, „Uliczny wojownik”, „Podwójne uderzenie”…Premiera każdego filmu z JCVD była nie lada wydarzeniem, a kasety VHS z jego twarzą na okładce bywalcy wypożyczalni wyrywali sobie z rąk. Van Damme zaczynał pod szyldem Cannon Films, ale miał więcej szczęścia niż Dudikoff.

Mógł przebierać w rolach, nie był zależny od szefów wytwórni i szybko ją porzucił na rzecz większych hollywoodzkich graczy. Do 1995 roku liczył się w kinie akcji tylko on. Z Dolphem Lundgrenem łączyła go relacja pełna miłości i nienawiści, co doskonale widać w „Uniwersalnym żołnierzu” i dzięki ustawionej walce w Cannes, kiedy to ci dwa giganci kina klasy B udawali, że się biją. JCVD popadł jednak w nałóg kokainowy, trudno się z nim pracowało i od połowy lat 90. występował w filmach miernej jakości tylko po to, aby jakoś związać koniec z końcem.

Niedawno wrócił w chwale, zrobił swój własny serial komediowy, w którym gra siebie, przebrzmiałą gwiazdę lat 90. Nadal występuje w tanich akcyjniakach, ale dziś robi to już bardziej świadomie.

Dolph Lundgren

Filmowe nemezis JCVD zarówno na ekranie, jak i w prawdziwym życiu. Konkurowali ze sobą o tytuł boga ery VHS. I ten pojedynek do dziś jest nierozwiązany. Nie da się ukryć, że to Lundgren w latach 80. i 90. pokazał, że potrafi grać bardziej zróżnicowane role – występował i w gatunku fantasy, sci-fi, horrorach i thrillerach. Podobnie jak JCVD pochodzi z Europy i niewiele osób wie, że jest doktorem chemii.

MASTERS OF THE UNIVERSE, Dolph Lundgren, 1987. fot. Cannon Films

Chuck Norris

Chucka nikomu nie trzeba przedstawiać. W latach 80. ten niski rudzielec wykręcał ręce i kopał na prawo i lewo, także dzięki wytwórni Cannon, która chętnie wypuszczała jego filmy od razu do wypożyczalni wideo. Norris w Polsce popularny był m.in. dzięki uporowi telewizji Polsat, która systematycznie pokazywała jego największe hity, np. „Zaginionego w akcji”, „Moce ciemności”. Wielkim powodzeniem cieszył się też serial z Norrisem w roli tytułowej, słynny „Strażnik Teksasu”. Aktor stał się kilka lat temu bohaterem młodzieży dzięki serii memów podkreślających jego wspaniałość i nieomylność.

fot. chucknorris.com

Sylvester Stallone

fot. fragment plakatu

Z tej listy to właśnie Sly Stallone odniósł największy sukces. Kasowy i artystyczny, bo przecież na koncie ma nominacje do Oscara, a na jego filmy widzowie ciągnęli tłumnie zarówno w latach 80. i 90.

Może to dlatego, że Sly nigdy nie zamykał się na żadne gatunki. Choć skutki czasami były opłakane, występował też w musicalach, dramatach, kinie akcji, kryminałach i filmach sci-fi.

Stworzył ikonicznych bohaterów, którzy przyczynili się do utworzenia toposu kina akcji lat 80. i 90. – małomównych buców z cierpkim poczuciem humoru, którzy częściej pociągają za spust niż myślą.

Serie „Rocky”, „Rambo”, filmy „Cobra”, „Tango i Cash”, „Człowiek demolka”, „Sędzia Dredd” – Sly zawsze trzymał poziom, a po latach, jako jeden z nielicznych herosów ery VHS zaliczył udany powrót.