„Mordercze kuleczki III: Władca umarłych”. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi to…

Chodzi o pieniądze. Po przeciętnych wynikach kasowych „Morderczych kuleczek II” wytwórnia Universal, przy części trzeciej pozostała w cieniu. I dała reżyserowi oraz twórcy serii, Donowi Coscarelliemu, wolną rękę. Dlatego, w roli Mike’a, po niemal 14 latach wrócił A. Michael Baldwin, który w głównego bohatera „Morderczych kuleczek” wcielał się w 1979 roku, a potem, na żądanie wytwórni Universal został zastąpiony przez Jamesa LeGrosa w „dwójce”.

fot. IMDB

„Mordercze kuleczki III: Władca umarłych” to drugi sequel słynnej serii i pierwszy film cyklu wydany od razu na kasetach VHS. Ku zaskoczeniu wszystkich, część trzecia, która powstała w 45 dni, za 2,5 miliona dolarów, była jednym z najpopularniejszych tytułów w wypożyczalniach nie tylko w roku premiery, czyli w roku 1994, ale przez dwa następne lata.

fot. IMDB

LeGros jako Mike był w „dwójce” całkiem niezły. Podobno Universal narzucił tego aktora Coscarelliemu, który chciał ponownie zatrudnić Baldwina, na co producenci się nie zgodzili. Baldwin po „Morderczych kuleczkach” z 1979 roku zerwał z aktorstwem i wyruszył w duchową podróż, która miała mu pomóc odkryć siebie. Szefowie Universalu przestraszyli się, że gdzieś tam, w czasie wędrówki zgubił talent aktorski. W części trzeciej, z Baldwinem na pokładzie, można zauważyć, że mieli trochę racji: Baldwin jest sztywny i trochę zbyt poważnie podchodzi do swej roli. Na szczęście, na ekranie pojawia się raczej sporadycznie, co wychodzi z korzyścią dla filmu.

fot. IMDB

Jak to bywa w tej serii, kolejny film zaczyna się niemal w tym samym momencie, w którym skończył się film ostatni. W finale „dwójki” Reggie i Mike pokonali Wysokiego Człowieka, ale z równoległego wymiaru już przybył kolejny. Mike zapada w śpiączkę, z której budzi się po dwóch latach i od razu zostaje zaatakowany przez wysłanniczkę Wysokiego Człowieka, która w przebraniu pielęgniarki czuwa nad jego niebezpieczeństwem. Oczywiście, znikąd, pojawia się obwieszony bronią Reggie, który ratuje – po raz kolejny – Mike’a z opresji. Gdzieś tam nagle mignie zmarły brat Mike’a, Jody, co bardziej wymagającym widzom może wydać się nieco podejrzane i trąci desperacją Coscarelliego, który zresztą uczciwie przyznał, że nie bardzo wie, co ma jeszcze wymyślić, aby kontynuować serię.

fot. IMDB

Mike zostaje wciągnięty do innego wymiaru, a Reggie wyrusza w samotną podróż po nagle spustoszonych przez Wysokiego Człowieka i jego ekipę USA. Pustynny krajobraz, opuszczone miasteczka, grupy rabusiów, a w tym wszystkim Reggie, sprzedawca lodów, który musiał zamienić się w bohatera. Na swej drodze spotka małego chłopca i pyskatą Rocky, którzy w scenariuszu pojawili się tylko po to, aby ten smutny spektakl rozciągnąć do 90 minut.

Brzmi bezsensownie? To prawda. Pierwsze „Mordercze kuleczki” były senną opowieścią o strachu przed śmiercią i utratą najbliższych. Mike, główny bohater tej ponurej alegorii dorastania, odkrywał, że w domu pogrzebowym w jego rodzinnym miasteczku źle się dzieje. Władzę sprawuje tam charyzmatyczny i przerażający Wysoki Człowiek, który kradnie zwłoki i wykorzystuje je do własnych celów, a jego sekretów bronią tytułowe „mordercze kuleczki”, śmiercionośne pociski z innego wymiaru. W makabrycznych przygodach towarzyszy chłopcu Reggie, miejscowy sprzedawca lodów i przyjaciel rodziny. W części drugiej, dorosły już Mike i jeszcze bardziej dorosły Reggie zamieniają się bardziej w duet komediowy w stylu „Martwego zła”, a ich walka z Wysokim Człowiekiem staje się bardziej nastawiona na akcję, a mniej na filozofię.

W części trzeciej właściwie nie wiadomo już w ogóle, o co chodzi. Mike, praktycznie nieobecny, wydaje się tu całkowicie zbędny. Na niezłą postać Reggiego Coscarelli też nie miał pomysłu i właściwie jedynym interesującym bohaterem tutaj – oprócz granego przez jak zwykle niesamowitego Angusa Scrimma Wysokiego Człowieka – jest mały chłopiec Tim, który w świecie spustoszonym przez Wysokiego Człowieka musiał szybko dorosnąć i stać się bezwzględnym mordercą. W części czwartej już go nie ma,