„Najlepsi z najlepszych”. Czy Eric Roberts wytrzyma ostatnie 30 sekund? Widz średnio

„Najlepsi z najlepszych”? Na pewno nie wśród filmów z gatunku kina kopanego. Film Roberta Radlera, który tą produkcją z 1989 roku debiutował, jest dość sztampowym, choć nieźle zrealizowanym akcyjniakiem z przewidywalną fabułą, słusznie nazwanym „jednym z licznych klonów” „Rocky’ego”.

Dlaczego jednak warto go zobaczyć? Może dla Erica Robertsa, świeżo po nominacji do Oscara dla najlepszego aktora za rolę w „Uciekającym pociągu”? A może dla Chrisa Penna, brata Seana, który swego czasu sporo grywał w kinie klasy B, zwłaszcza, gdy jego gwiazda nieco przygasła? A może dla Jamesa Earla Jonesa, głosu Mufasy i Dartha Vadera? Obsada „Najlepszych z najlepszych” jest naprawdę imponująca. I kto wie, czy nie za bardzo.

fot. The Movie Group

Eric Roberts to utalentowany aktor, który słynie m.in. z tego, że nie odmawia nikomu. Ilość filmowych szrotów w jakich wystąpił jest naprawdę imponująca, a na ekranie zwykle widać, że jego talent się marnuje. W niektórych scenach widocznie jest to właśnie w „Najlepszych z najlepszych”. Roberts nieco za bardzo się stara, za bardzo przeżywa to, co dzieje się z jego bohaterem. Zbyt wiele próbuje wycisnąć z postaci, która jak większość bohaterów kina kopanego jest po prostu szlachetnym gościem z kilkoma wadami, które jednak nie przysłaniają jego honorowej natury.

Roberts gra Alexa Grady’ego, mistrza sztuk walki, a konkretnie – taekwondo. Życie porządnie go doświadczyło. Zmarła mu żona, a w czasie walki doznał poważnej kontuzji – wybicia barku. Samotny i długowłosy opiekuje się 5-letnim synem i od czasu do czasu spiera się z matką (w tej roli znana z wybitnej roli w „Locie nad kukułczym gniazdem” Louise Fletcher). Z marazmu wyrywa go kwalifikacja do amerykańskiej reprezentacji taekwondo, do której dostaje się mimo kontuzji, dojrzałego wieku i problemów emocjonalnych. Surowy i dość hałaśliwy trener Couzo (Jones) postanawia dać mu szansę.

fot. The Movie Group

Mamy tu oczywiście do czynienia z typowymi dla tego typu filmów zwrotami akcji. Początkowo podzielona drużyna jednoczy się, aby walczyć o prawa Grady’ego, gdy ten musi opuścić zgrupowanie tuż przed mistrzostwami (jego syn ma wypadek), a trener każe mu wybierać między rodziną a zawodami. Jest też patetyczna scena, w której Grady przezwyciężając ból wybitego ponownie barku, w imię zwycięstwa wszystkich, postanawia ze łzami w oczach znowu stanąć na macie i jakoś wytrzymać pozostałe do końca kluczowej walki 30 sekund. Bucowaty Chris Penn okazuje się całkiem przyzwoitym gościem, a Tommy Lee, którego gra producent filmu, Phillip Rhee, zwalcza swoje własne demony.

fot. The Movie Group

W drugoplanowych rolach też jest na kogo popatrzeć. Grają m.in. Sally Kirkland, która rok wcześniej zdobyła nominację do Oscara za najlepszą rolę żeńską w dramacie „Anna”, a w paradoksalnie pokojowo nastawionego do świata buddystę wciela się John Dye, którego widzowie mogą kojarzyć z wieloletniej roli w szalenie popularnym, także u nas, serialu „Dotyk anioła”.

Pomimo kiepskich recenzji i pewnej schematyczności fabuły, „Najlepsi z najlepszych” wywalczyli nie tylko zwycięstwo w mistrzostwach, ale też – na półkach wypożyczalni. Film Radlera nie odniósł sukcesu kasowego, ale dość szybko dorobił się statusu dzieła kultowego i rzeszy fanów, których bardzo ucieszyły kolejne trzy sequele, z których ostatni wyprodukowany został pod koniec lat 90.