„Nagie dusze”. Wabienie widza „na Pamelę”

Pamela Anderson spogląda z okładki DVD „Nagich dusz” w niepewną przyszłość. Spory dekolt, blond czupryna, lekko wydęte usta – oto symbol seksu lat 90., gwiazda serialu „Słoneczny patrol” i okazjonalna aktorka. „Nagie dusze” to thriller, w którym Anderson wcale nie ma tak wiele do zagrania, jak sugeruje okładka. Nie można jednak winić twórców filmu za granie jej wizerunkiem. Zwłaszcza, że dzięki temu film był gigantycznym sukcesem kasowym.
W 1996 roku, kiedy „Nagie dusze” miały swoją premierę, Anderson była jedną z największych gwiazd na świecie. I choć „Nagie dusze” pod strzechy trafiły w tym samym roku co kultowa już dziś „Żyleta”, ten znacznie tańszy niż superprodukcja postapokaliptyczna w reżyserii Davida Hogana, fabułę ma bardziej obiecującą. Szkoda tylko, że nie zostało to dobrze przez twórców wykorzystane.

fot. IMDB

Anderson gra tu artystkę, dziewczynę głównego bohatera, naukowca Edwarda. Jej sztuka polega na przechadzaniu się w ogrodniczkach narzuconych na gołe ciało i rzeźbieniu w glinie pokrywającej ciało innej kobiety, więc wszystkie te sceny aż za bardzo przypominają widea Playboya. Jej bohaterka, Britt, jest bardzo nieszczęśliwa, bo Edward sporo pracuje i przedkłada przełomowe dla ludzkości odkrycie nad spędzanie czasu z ukochaną. Britt nie rozumie, jakie wiekopomne odkrycia mogą być tak ważne, między zakochanymi dochodzi więc do rozstania. Edward nareszcie może zająć się swoją pracą, która polega na niejasnych eksperymentach związanych z badaniem ludzkich myśli. Drogie badania wiszą jednak na włosku i Edwardowi bardzo zależy na naukowym grancie.

I wtedy właśnie na scenę wkracza Everett Longstreet, przykuty do wózka Noblista, który niegdyś prowadził badania podobne do badań Edwarda. Proponuje młodemu naukowcowi pomoc i swoją tożsamość, ale oczywiście – nie ma dobrych zamiarów. Tak naprawdę, zależy mu na tym, aby zamienić się z Edwardem ciałami, co jest możliwe, dzięki badaniom młodego naukowca. Pragnienie Everetta się spełnia i przed Edwardem w ciele starego, kalekiego człowieka staje nagle seria nowych wyzwań. Nie chodzi tylko o to, że musi przekonać do siebie Britt, ale też – uratować ją przed Everettem i po drodze nie dostać zawału.

Pomysł może nie jest niezwykle oryginalny, ale miał potencjał na to, aby stać się sympatycznym thrillerem z wątkiem paranormalnym w tle. Niestety, mały budżet i mało charyzmatyczny Brian Krause, który w latach 90. starał się ze średnim skutkiem odciąć od swej roli w „Powrocie do błękitnej laguny”, położyły trochę film na łopatki. Nie wspominając o Anderson, na której bohaterkę nikt nie miał specjalnego pomysłu, a jej rola ograniczała się tu do bycia Pamelą Anderson.
Fani kina kultowego coś jednak wyciągną z seansu. Obsada drugoplanowa robi wrażenie. Mamy Claytona Rohnera z „Prima aprilis”, mamy weterana horroru, Davida Warnera z „Czasu po czasie”, „Człowieka o dwóch mózgach” i „Bandytów czasu”. No i Deana Stockwella z „Diuny”.

Reżyserem „Nagich dusz” jest Lyndon Chubbuck, który z Anderson współpracował już na planie „Słonecznego patrolu”. Chubbuck na koncie ma jeszcze niezłą „Wojenną pannę młodą” z Anną Friel i „Przynętę” z Kieferem Sutherlandem.