„Wrota”. Mix dwóch Stefanów: Spielberga i Kinga

Lubię Tibora Takácsa, bo wyreżyserował jeden z moich ukochanych horrorów, czyli „Hardcover w sztywnej okładce”. Zanim jednak na ekrany kin, trafił w 1989 roku ten oryginalny horror z Jenny Wright, Takács zrobił „Wrota”, dziś już nieco zapomniany dreszczowiec ze scenariuszem Michaela Nankina („Szaleństwa o północy”).

Demony mieszkają w ogródku

Nankin miał w ogóle początkowo film wyreżyserować. Scenariusz napisał w bardzo ponurym dla siebie okresie – właśnie się rozwiódł, nie miał pracy i był w bardzo refleksyjnym nastroju: wiele czasu spędzał bowiem na wspominaniu swojego dzieciństwa. I właśnie z nich wywodzi się historia opowiadana przez „Wrota”.

fot. IMDB

Główny bohater tego filmu, nieśmiały Glen, ma 12 lat, nastoletnią siostrę Al, najlepszego kumpla Terry’ego i hopla na punkcie rakiet. Ma też poważny problem. Kiedy jego rodzice wyjeżdżają na weekend, Glen zostaje pod opieką siostry. Przypadkiem, wraz z Terrym, wywołuje hordę demonów, które wyłażą z dziury w ziemi na tyłach domu.

Naprawianie tego błędu idzie im średnio, bo demony są sprytne, a oni uzbrojeni są tylko w Biblię i album kapeli metalowej, która wśród porykiwań i gitarowych rifów zawarła mętne wskazówki. Wspierani przez Al wypowiadają demonom wojnę, a polem bitwy, od której zależą losy świata, będzie dom i przydomowy ogród rodzeństwa z przedmieść Toronto.

fot. IMDB

Takács buduje klimat

Nie brzmi to specjalnie oryginalnie, ale filmy Takácsa mają niepowtarzalny klimat. I to on sprawia, że i „Wrota” warto obejrzeć. Choć bohaterami są dzieci, „Wrota” to film dość mroczny i przerażający, sporo jest tu scen naprawdę niepokojących i makabrycznych, a potwory wyłażące z dziury wyglądają dość przekonująco. To też zasługa interesującej animacji poklatkowej, którą reżyser doskonalił w swoich kolejnych filmach. Przy budżecie wynoszącym nieco ponad 2,5 miliona dolarów robi to spore wrażenie.

fot. IMDB

Stephen Dorff, dziś znany m.in. z filmów „Blade – wieczny łowca”, „Kowboje przestrzeni” i „Cholerny świat”, w 1987 roku rolą Glena debiutował jako aktor. Za swoją świetną, nad wiek dojrzałą kreację, nominowany został do prestiżowego Saturna dla najlepszego młodego aktora. Dorff dał Glenowi wrażliwość, której ten zahukany chłopiec tak bardzo potrzebował w walce ze złem. Interesująco ogląda się jego początki, bo przecież lata 90. upłynęły mu raczej pod znakiem „Aerosmith” i tego, że doprowadził Alicię Silverstone do skoku z mostu. Prawie.

fot. IMDB

„Wrota” budzą wspomnienia

Terry’ego zagrał świetny Louis Tripp, na którego barkach spoczywało wprowadzenie elementów komediowych. Terry, cherlawy okularnik zakochany w ostrych brzmieniach to idealny kumpel: lojalny, trochę dziwaczny, ale zawsze gotowy podsunąć jakąś zręczną ripostę. Postać na tyle fajna, że to właśnie Terry jest głównym bohaterem sequela, który na kinowe ekrany wszedł trzy lata później, w 1990 roku.

Rolę Al, 16-letniej siostry Glena, zagrała Christa Denton, której kariera aktorska była dość krótka. Zakończyła się w roku 1992, choć do tego czasu przez niemal całe lata 80., Denton występowała w kilku produkcjach rocznie, głównie w telewizji. Na drugim planie przemyka Kelly Rowan z dziwną, nażelowaną grzywką. Fanom kina klasy B i horroru, aktorka może wydawać się znajoma dzięki rolom w drugiej części „Candymana” i „Zabójcach” z Antonio Banderasem i Sylvestrem Stallone.

„Wrota” kojarzą się nieubłaganie z twórczością Stephena Kinga i filmami Stevena Spielberga. Tutaj też to dzieci triumfują nad złem, choć same „Wrota” trudno nazwać filmem dla najmłodszych. To raczej produkcja dla starszych widzów, którzy chcą sobie przypomnieć, jak to było być dzieckiem, które boi się każdego cienia. I jak to było ten strach pokonać.

Film możecie obejrzeć na Amazon Prime Video.