„Masakra w szpitalu”. Dla wszystkich, którzy boją się igieł

Boaz Davidson („Ostatnia amerykańska dziewica”, „Księżycowy glina”, „Amerykański cyborg”), reżyser „Masakry w szpitalu” z 1981 roku, w jednym z wywiadów wspomina, że w dniu, w którym ekipa kręciła sceny, w których Barbi Benton była naga, na planie zrobiło się nagle bardzo tłoczno. Benton, prywatnie dziewczyna (i wielka miłość) Hugh Hefnera, króliczek „Playboya” i utalentowana piosenkarka, rzeczywiście mogła wywołać na planie popłoch.

Wstrząsająco piękna, wysoka, z idealnie ufryzowanymi włosami, wciela się w „Masakrze w szpitalu” w obiekt pożądania szaleńca, który zrobi wszystko, aby ją zdobyć. Któż lepiej nadawał się do tej roli niż najsłynniejsza dziewczyna z rozkładówki lat 70.?

fot. IMDB

Krwawe walentynki

„Masakra w szpitalu” to slasher, który został wyprodukowany przez niesławną wytwórnię Cannon Films (dała nam „Cyborga”, „Amerykańskiego ninję” i kilkadziesiąt innych hitów ery wypożyczalni) na fali rosnącej popularności slasherów, która rozkwitła na przełomie lat 70. i 80. Główną bohaterką jest piękna Susan, rozwódka o aparycji Aniołka Charliego (Benton zagrała zresztą w jednym z odcinków tego serialu). Susan w dzieciństwie przeżyła tragedię. Zakochany w niej psychopatyczny chłopiec zamordował jej najlepszego przyjaciela. Susan wzgardziła jego walentynką i wyznaniem miłości zapisanym koślawymi literami. I według morderczego Harolda zasłużyła na karę.

fot. IMDB

Oddaj mi swoje serce!

Lata mijają, Susan, już po rozwodzie, zostawia córkę pod opieką byłego męża i jedzie odebrać wyniki badań w szpitalu. Okazuje się, że pracuje w nim dorosły już Harold. Kto nim jednak jest? Trudno go rozpoznać pod chirurgiczną maską, personel zaczyna ginąć w makabrycznych okolicznościach, a Susan – uznana na podstawie sfałszowanych badań za śmiertelnie chorą – ma właśnie pójść pod skalpel. W dodatku, po piętach depcze jej morderczy Harold, który nadal chce jej serca, choć teraz – w zdecydowanie bardziej dosłownym sensie.

fot. IMDB

Mi się „Masakra w szpitalu” podobała. Nie jestem wielką wielbicielką slasherów, ale film Davidsona ma inne zalety niż tylko maniak biegający z narzędziami operacyjnymi. Przede wszystkim – oniryczny klimat, duszną atmosferę szpitala, narastające napięcie. W czasie seansu niemal czuć ten specyficzny zapach starych lekarstw i choroby, który unosi się po szpitalnych korytarzach. Co z tego, że intryga jest przewidywalna?
To pewnie zasługa zdjęć, które powstawały nocą, w opuszczonym szpitalu. Krytycy może nie padli na kolana, bo w zalewie slasherów, które miały znacznie więcej głębi, „Masakra w szpitalu” nie robiła pewnie specjalnego wrażenia. Dziś jednak, po niemal 40 latach, film Davidsona daje naprawdę sporo frajdy. I w kilku momentach – potrafi nieźle nastraszyć.

Film został wydany przez Shout! Factory i znajdziecie go na stronie dystrybutora. Film został wydany też w Niemczech, w specjalnej, limitowanej edycji, z którego to wydania pochodzi zdjęcie główne.