„Creepshow”. Stephen King debiutuje w dwóch rolach

„Creepshow”, antologia horroru z 1982 r. u nas znana również jako „Koszmarne opowieści”, to debiut Stephena Kinga w dwóch rolach: scenarzysty filmowego i aktora.Wraz ze swoim wieloletnim przyjacielem, reżyserem George’em A. Romero („Noc żywych trupów”, „Mroczna połowa”) mistrz powieściowej grozy postanowił oddać hołd komiksowym opowieściom z dreszczykiem z lat 50., np. „Opowieściom z krypty”, których serialowa wersja z 1989 r. zainspirowana była zresztą pośrednio sukcesem „Creepshow”. Stephen King napisał wszystkie pięć opowiastek z dreszczykiem, w jednej z nich zagrał nawet główną rolę, a syn pisarza, Joe (również pisarz), pojawia się w klamrowej historii, która spina całą antologię.

fot. kadr z filmu

„Opowieści z dreszczykiem”

„Creepshow” zaczyna się intrygująco. Pewien chłopiec, zapalony fan serii komiksów z tandetnymi horrorami, zbiera lanie od apodyktycznego ojca (znany z „Mgły” i „Nocy pełzaczy” Tom Atkins), który nie toleruje takiej literatury w swoim domu. Wściekły, ciska komiksem przez okno, a smutny chłopiec idzie do swojej sypialni. Na szczęście, za oknem pojawia się szybko zjawa firmująca swoją odpychającą aparycją komiksy i zabiera chłopca w podróż do krainy strachu.
Pierwsza opowieść nosi tytuł „Dzień ojca”. Zblazowane towarzystwo bogaczy zbiera się w salonie. Obiad stygnie, na jaw wychodzą wzajemne animozje, wszyscy czekają na spóźniającą się podstarzałą ciotkę. Plotka głosi, że zamordowała ona swojego ojca. Każdego roku, w jego święto, przyjeżdża i odwiedza grób rodzica na pobliskim cmentarzu. Tym razem jednak spotka ją niespodzianka: ojciec ożyje (w pewnym sensie) i będzie domagał się swojego ciasta. No i zemsty. Uwaga na młodego Eda Harrisa w jednej z drugoplanowych ról. Cała opowieść była dla mnie nazbyt groteskowa, przez co w ogóle niestraszna.
W drugiej opowieści Stephen King gra głupka wojskowego, który po zetknięciu z tajemniczym meteorytem zamienia się w coś na kształt Enta: obrasta mchem, rosną mu gałęzie i w zastraszającym tempie przeobraża się w roślinę. King gra przeraźliwie źle, ale to jest debiut aktorski, a facet jest jednak najbardziej poczytnym pisarzem na świecie. Nie można robić wszystkiego idealnie. Podobno inspiracją dla jego występu był kreskówkowy kojot Wiluś.

fot. kadr z filmu

Adrienne Barbeau jak zawsze świetna

Wraz z trzecią opowieścią „Creepshow” nabiera nieco rumieńców. Leslie Nielsen („Naga broń”, „Szklanką po łapkach”), jako zdradzony mąż, wymyśla karę dla wiarołomnej żony i jej kochanka. Wydaje się, że popełni zbrodnię idealną: na odosobnionej plaży, przy pomocy przypływu utopi oboje (ale najpierw zakopie ich po szyje w piasku), a wszystko uwieczni na wideo i perwersyjnie będzie oglądał z drinkiem w dłoni. Ale topielcy upomną się o sprawiedliwość. Nielsen gra milionera-psychopatę naprawdę świetnie, a partneruje mu tu Ted Danson („Znudzony na śmierć”) w roli kochanka żony. Najbardziej przerażająca nowelka z całej piątki, bo i najbardziej prawdopodobna. Pomijając paranormalną końcówkę, mógłby to być po prostu wątek z odcinka „Akt zbrodni”.
Czwarta opowieść najbardziej mi się podoba. Hal Holbrook („Mgła”) gra wykładowcę uniwersyteckiego, który ożenił się z wulgarnym, kłótliwym i głośnym babskiem. Kobietę gra Adrienne Barbeau (wówczas żona Johna Carpentera, która zagrała u niego m.in. w „Mgle” i „Ucieczce z Nowego Jorku) i wciela się w nią tak wspaniale, że wraz z jej mężem nie możemy się doczekać, kiedy zamilknie na zawsze. A to stanie się bardzo szybko, bo jej udręczony małżonek sprytnie wykorzysta pojawienie się na uczelni przerażającego potwora, na którego zrzuci morderstwo. Wspaniałe i świetnie zagrane, Holbrook i Barbeau grali już razem dwa lata wcześniej, w „Mgle” Johna Carpentera. Nie dzielili wtedy jednak ze sobą żadnej sceny.
Ostatnia historia to za to zręczna metafora paranoi: oto niesympatyczny milioner dręczony mizofobią mieszka w sterylnym apartamencie, w którym będzie musiał odeprzeć inwazję karaluchów.

Creepshow (1982) Directed by George A. Romero Shown: Stephen King

Trochę nierówne

„Creepshow” daje dużo radości, ale jako całość jest to antologia nierówna, czasami trochę się dłuży, nie wszystkie opowieści są też oryginalne. King jednak zrobił dobrą robotę, widać w „Creepshow” jego ducha. Znać też, że panowie Romero i King mieli pomysł na więcej, co zresztą zaowocowało nie tylko sequelem z 1987 r., ale też filmem „Opowieści z ciemnej strony” z 1990 r. „Creepshow” spopularyzował też antologie horrorów, które w latach 80. przeżywały okres wyjątkowej prosperity i Stephen King maczał palce w realizacji wielu z nich, np. „Oku kota” z 1985 r.
„Creepshow” odniosło spory sukces kasowy: przy budżecie 8 mln dol. film Romero zarobił na całym świecie ponad 21 mln. Oprócz sequela i licznych klonów produkcji, powstał też w 2007 r. film „Creepshow 3”, z którym jednak ani King ani Romero nie mieli nic wspólnego.

Film wydany został przez niezastąpione Shout! Factory na Blu-ray. Film znajdziecie też np. tutaj.A obejrzycie go m.in. na Amazonie.