„Kleszcze”. Zmutowane, krwiożercze i nudne

„Kleszcze” to przeznaczony bezpośrednio na rynek wypożyczalni VHS horror z 1993 r. Wyreżyserował go znany z „Wysłannika piekieł II” i „Wojownika gwiazdy północy” Tony Randel, a scenariusz napisał Brent V. Friedman, który na koncie ma jeszcze scenariusz do drugiej części „Mortal Kombat” i wspaniały, choć zupełnie zapomniany dziś serial „Mroczne niebo”.

kadr z filmu

„Kleszcze” opowiada o grupie nastolatków, które biorą udział w specjalnym programie wychowawczym. Wyjeżdżają do lasu i tam mają walczyć ze swoimi lękami, uczyć się działania zespołowego i przetrwania. Tego ostatniego akurat część z nich się nauczy, bo w po lesie grasują gigantyczne, zmutowane kleszcze, efekt eksperymentu pewnego handlarza narkotyków, który próbował ulepszyć hodowaną przez siebie marihuanę.

Sporo tu niezłych efektów specjalnych i to dość makabrycznych, kleszcze prezentują się nawet przerażająco, ale mnie jakoś film Randela wynudził. Nie ma tu ani jednej postaci, która budzi sympatię, wszyscy bohaterowie są zlepkiem klisz, brakuje w tym jednak ironii, a w rezultacie film bywa infantylny. Po fali horrorów z lat 80., które naśmiewały się z konwencji kina grozy „Kleszcze” wydają się anachroniczne.

kadr z filmu

Grają tu m.in. znana z „Diabelskiej planszy 2” i „Na ratunek” Amy Dolenz, która ostatnimi czasy niewiele występuje w filmach. Na jednym z konwentów fanów horroru mówiła kilka lat temu, że „Kleszcze” najbardziej kojarzą jej się ze sztuczną krwią, którą była pokryta przez niemal cały okres zdjęciowy. Na ekranie towarzyszą jej m.in. Seth Green („Buffy: Postrach wampirów”, „Wyścig szczurów”, głos Chrisa Griffina w serialu „Family Guy”), znana z serialu „SeaQuest” Rosalind Allen, Peter Scolari (dziś „Gotham” i „Dziewczyny”, kiedyś – „Statek miłości” i „Strefa mroku”) oraz znany doskonale fanom kina klasy B Clint Howard („Lodziarz”, „Karzeł 2”, „Tango i Cash”).

kadr z filmu

Jak na nakręcony w zaledwie pięć tygodni horror, „Kleszcze” prezentują się całkiem nieźle, choć niewątpliwie brakuje mu szczypty humoru, która zrobiłaby z filmu Randela zabawę konwencją, a nie śmiertelnie poważne kino grozy z gigantycznymi kleszczami w tle.

Film możecie obejrzeć np. na Amazonie.