![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2019/06/81W9ycnQbqL._RI_-1024x597.jpg)
„Stalowa granica”. Postapokaliptyczna zadyma na Dziwnym Zachodzie
Proszę państwa, mamy rok 2019. Po katastrofie nuklearnej niedobitki ludzkości próbują przetrwać w małych społecznościach, których struktury naśladują te małych amerykańskich miasteczek. Na pierwszy rzut oka (pomijając wyschnięty krajobraz) wszystko wygląda jak kiedyś. Na czele miasteczka New Hope stoi burmistrz, a fryzjer w białym fartuchu goli zarosty i wąsy od świtu do nocy. Daleko tu jednak do sielanki. Świat 2019 r. nękany jest przez gangi motocyklowe, które próbują wprowadzić w nim swój własny reżim. Na New Hope napada jeden z nich – banda pod wodzą Generała Quantrilla, potomka słynnego oficera konfederatów z czasów wojny secesyjnej.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2019/06/1000909452.jpg)
„Stalowa granica” to niezłe kino postapokaliptyczne z 1995 r., reprezentant interesującego nurtu „Weird West”, który łączy elementy westernu, sci-fi, steampunku i innych podgatunków filmowych. W przypadku „Stalowej granicy” ta hybryda wyszła naprawdę wdzięcznie, choć okładka kasety wideo z lekko wytrzeszczonym Joe Larą („Amerykański cyborg”) mogła nieco zniechęcać. Film wspólnie wyreżyserowali Joe Hart („Uderzenie lwa” ze „Smokiem” Wilsonem) i Paul G. Volk, który na koncie ma jeszcze „Sunset Strip” i kilka odcinków „Gorączki w mieście”. Obaj panowie za reżyserię biorą się okazjonalnie, a częściej piszą scenariusze filmowe i zajmują się produkcją.
Rządy terroru
„Stalowa granica” zaczyna się od mocnej sceny. Na pustyni, w agonii umiera mężczyzna, który w makabrycznej potyczce stracił obie nogi. Znajduje go spowity w czerń Yuma, milczący rewolwerowiec w stylu bohaterów Clinta Eastwooda, który spod ronda czarnego kapelusza rzuca ironiczne spojrzenia, a w sztuce posługiwania się rewolwerem nie ma sobie równych. Kaleki mężczyzna prosi Yumę, aby ten go zabił i skończył jego męki. W tym samym czasie, miasteczko New Hope zostaje przejęte przez Quantrilla, który wprowadza w nim rządy terroru. Po kilku dniach je opuszcza, a na miejscu zostawia swego psychopatycznego syna, który myli szacunek ze strachem.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2019/06/1000909476.jpg)
Do miasteczka przybywa Yuma, który przyłącza się do bandy, ale wyraźnie ma jakiś ukryty cel. Jaki? Nie będę zdradzać.
Fabuła „Stalowej granicy” jest pretekstowa i mało oryginalna, ale film wciąga już od pierwszych scen.
Brion James i inni
Po pierwsze, Yuma to charyzmatyczny gość, który niewiele mówi, ale ma kilka niezłych onelinerów w zanadrzu. Po drugie – czarne charaktery w „Stalowej granicy” są nieźle napisane, naprawdę odstręczające i nie przekraczają granicy, za którą leży karykatura. Wrażenie robią też scenografia, efekty specjalne i klimat, który przypomina bardzo ten z wydanej dwa lata później gry „Fallout”.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2019/06/nanar_steel1.OKBD_-720x1024.jpg)
Tym, co wynosi „Stalową granicę” nad inne podobne produkcje jest bez wątpienia obsada. Joe Lara to postać świetnie znana fanom kina klasy B, nie tylko zresztą jako „Amerykański cyborg”, ale też Tarzan i Decoda z „Więźnia hologramu”. Generał Quantrill ma twarz legendy kina kultowego, Briona Jamesa, który tutaj – podobnie jak w w dwóch częściach „48 godzin”, „Nemezis”, „Szoku przyszłości” i kilkudziesięciu innych filmach, które wyrywano sobie z rąk w wypożyczalniach VHS – kradnie każdą scenę, w której się pojawia wraz ze swoim grymasem niezadowolenia.
W filmie grają też m.in. Bo Svenson („Kill Bill 2”, serial „Walking Tall”), Kane Hodder, który z upodobaniem wciela się w ekranowych maniaków (był już Victorem Crowleyem i Jasonem Voorheesem) , a także znana m.in. z „Cyber Trackera” Stacie Foster.