„Reanimator”. Nowe życie H.P. Lovecrafta

Gdyby H.P. Lovecraft obejrzał film Gordona, pewnie powiedziałby reżyserowi o swoim opowiadaniu: – Zabiłeś je!
Cytując Westa w pierwszej scenie Gordon mógłby odpowiedzieć: – Nie, dałem mu życie. 

fot. kadr z filmu

Jeffrey Combs i Stuart Gordon

Legendarny autor, H. P. Lovecraft napisał w 1921 r. opowiadanie „Herbert West – Reanimator” i pewnie nawet nie przeszło mu przez myśl, że przyczynia się właśnie do powstania jednego z najsłynniejszych horrorów lat 80.
Opowieść o opętanym żądzą wiedzy studencie medycyny, który stworzył serum przywracające martwych do życia stała się podstawą scenariusza „Reanimatora” z 1985 r., filmu wyprodukowanego przez króla kultowych horrorów, Briana Yuznę i wyreżyserowanego przez Stuarta Gordona, eksperta od lovecraftowskich adaptacji, znanego m.in. ze „Studni i wahadła”, „Zza światów” oraz „Fortecy” z Christopherem Lambertem.

fot. kadr z filmu

„Reanimator” był piątym filmem i przepustką do sławy (w bardzo wąskich kręgach) dla Jeffreya Combsa. To właśnie film Gordona sprawił, że o 31-letnim wtedy aktorze zrobiło się głośno. Combs nigdy nie miał wielkich aktorskich ambicji. Przed rolą Herberta Westa grał m.in. w „Człowieku z dwoma mózgami” i „Gwieździe horroru”. „Reanimator” dał mu szansę, aby mógł wreszcie zabłysnąć na pierwszym planie. I szansę tę wykorzystał doskonale. Jego West to buc z manią wielkości i aspiracjami do bycia bogiem. Combs szarżuje, popisuje się aktorsko w „Reanimatorze” i widać, że rewelacyjnie się czuje w estetyce horroru klasy B.

fot. kadr z filmu

Dan i jego współlokator

Gordon bardzo chciał nakręcić taki horror. Ale historii o jego ulubionych wampirach było w latach 80. na pęczki. Jeden z przyjaciół podsunął mu opowiadanie Lovecrafta. Początkowo Gordon myślał o telewizji, ale okazało się, że produkcja serialu byłaby zbyt droga. Wtedy na scenę wkroczył Brian Yuzna, który uznał, że ilość tryskającej w scenariuszu krwi jest obiecująca. Scenariusz Gordona kojarzył mu się z „Martwym złem” i „Skowytem”. I bardzo słusznie zresztą. „Reanimator” to horror, ale też czarna komedia, która żongluje konwencją i nie potrafi naprawdę wystraszyć, bo zbyt wiele w niej groteski.

fot. kadr z filmu

Herbert West to najbardziej wyrazisty bohater filmu, ale nie jedyna główna postać. Jest jeszcze Dan, który nie grzeszy inteligencją i nie wiadomo do końca, jak właściwie udało mu się dotrwać do końca filmu przy tak kulejącym instynkcie samozachowawczym. Dan to przeciwieństwo Westa: idealistyczny, młody lekarz, który obsesyjnie stara się ratować pacjentów, nawet kiedy powinien się poddać. Herbert zostaje jego współlokatorem krótko po powrocie ze Szwajcarii, gdzie uczył się od osławionego doktora Grubera, którego po śmierci ożywił i narobił trochę bałaganu.

Jak Anthony Perkins w „Psychozie”

To, że West ma wrażliwość seryjnego mordercy nie przeszkadza Danowi – w końcu dziwak płaci za pokój gotówką. Nie przeszkadza mu też to, że Meg, dziewczyna Dana, w lodówce Westa znajduje truchło ukochanego kota. I że West tego kota ożywia przy pomocy swojego cudownego serum (naprawdę, Dan?). I tak dwaj studenci medycyny, choć z różnych pobudek, postanawiają drążyć temat ożywiania zmarłych.

fot. kadr z filmu

„Reanimator” kosztował 900 tys. dolarów i przyniósł producentom niemal dwa miliony dolarów zysku. Co ciekawe, naprawdę spodobał się krytykom, którzy chwalili zwłaszcza Combsa. Jego kreację porównywali do roli Anthony’ego Perkinsa w „Psychozie”. Sukces filmu sprawił, że cztery lata po premierze pierwszej części powstała „Narzeczona Reanimatora” (za reżyserię zabrał się Yuzna), w której West postanawia przywrócić do życia ukochaną Dana. Niestety druga część nie powtórzyła sukcesu pierwszej, choć ma też swoich wiernych fanów. W 2003 r. powstała trzecia część trylogii. Po jej premierze nawet najwierniejsi fani odwrócili się od serii. 

Barbara Crampton i „Moda na sukces”

Być może pismo nosem wyczuła Barbara Crampton, która w oryginale wcielała się w Meg. Jej bohaterka budziła emocje niemal u wszystkich męskich bohaterów „Reanimatora”. Przed przyjęciem roli w drugiej części powstrzymał ją agent, który przekonywał, że będzie poniżej jej godności. Crampton w 1986 roku została nominowana do Saturna dla najlepszej aktorki. Co ciekawe, za rolę w „Zza światów”, w którym znowu spotkała się z Combsem. A reżyserował Gordon. Jej kariera jednak nieco się załamała już pod koniec lat 80. Grała głównie w niskobudżetowych horrorach, wystąpiła też w filmie „Potwór na zamku” (znowu z Combsem i znowu u Gordona) oraz w operze mydlanej „Moda na sukces”.

fot. kadr z filmu

Combsowi szło znacznie lepiej, choć grywał zwykle szalonych albo złowieszczych doktorów. Wystąpił w „Cyklonie”, „Na krawędzi śmierci”, „Mieszkańcu podziemi” i kultowym „Doktorze Mordridzie”, który początkowo miał być adaptacją marvelowskiego „Doktora Strange’a”, ale problemy z prawami autorskimi odwiodły Charlesa Banda i jego ojca Alberta od tego pomysłu.

Remake „Reanimatora”?

Combs w latach 90. zagrał jeszcze u Petera Jacksona w „Przerażaczach”, w których kradł każdą scenę jako niezrównoważony agent Dammers, a ostatnio udziela się w niszowych horrorach. Na szczęście jego kariera może znowu nabrać rozpędu dzięki planom zrealizowania remake’u „Reanimatora”, z którymi nosił się Serge Levin, producent horrorów. Combsa w roli Westa miał zastąpić Johnathon Schaech, co wydawało się dość ryzykowne. I ostatecznie nie zdało egzaminu, choć od 2018 r. newsów o nowej wersji filmu w ogóle brak.
Na planie „Reanimatora” wykorzystano blisko 95 litrów sztucznej krwi, martwy kot w lodówce Westa był naprawdę martwy, a aktorzy grający w „Reanimatorze” przed rozpoczęciem zdjęć odwiedzili szpital psychiatryczny i kostnicę. Wszystko po to, aby stworzyć ponadczasowy klasyk.