„Odsłony”. Casting na mordercę

Richard Ciupka jako reżyser nie może pochwalić się szczególnie imponującym CV. Znacznie bardziej zasłużył się dla kina jako operator zdjęciowy, bo pracował m.in. przy filmach „Padało całą noc w dniu, w którym odszedłem” i „Cudza krew”. Ciupka jednak, pod zmienionym nazwiskiem (jako Jonathan Stryker) dołożył swoją cegiełkę do historii kina, a konkretnie – horroru. W 1983 r. premierę miał jego klimatyczny slasher „Odsłony” („Curtains”), którym Ciupka zapisał się w historii kinematografii. I to nie tylko dlatego, że „Odsłony” bywają naprawdę przerażające. To po prostu dobry film, prawdziwie psychologiczny horror, w którym mniej istotne są krwawe sceny śmierci, raczej pokazywane umownie, a znacznie bardziej – motywacje bohaterów. Czy też raczej – bohaterek. Bo „Odsłony” to film o kobietach, ich ambicjach i tym, do czego są zdolne, by osiągnąć swój cel.

fot. kadr z filmu

„Odsłony” to opowieść o aktorkach. Wszystko zaczyna się od Samanthy Sherwood (gra ją niesamowita Samantha Eggar – znana z filmów „Kolekcjoner” i „Potomstwo”), diwy ekranu, której młodość przeminęła, ale talent i klasa – są wieczne. Wraz z reżyserem, Jonathanem Strykerem (brzmi znajomo?), z którym kiedyś łączyło ją coś więcej, przygotowuje się właśnie do roli Audry, kobiety, którą miłość doprowadziła do szaleństwa.
Samantha postanawia symulować chorobę psychiczną. Chce zostać zamknięta w szpitalu, aby wczuć się w rolę szalonej Audry. Stryker początkowo ją odwiedza, ale ponieważ Samantha popada w szpitalu w depresję, reżyser się niecierpliwi. Zostawia aktorkę na pastwę pielęgniarzy i szuka nowej gwiazdy. Samantha na tę wieść ucieka ze szpitala. Tymczasem Stryker organizuje casting, na który zaprasza sześć aktorek. W domu na pustkowiu, w środku zimy mają walczyć o rolę, przekonać Strykera, która najbardziej zasługuje na rolę Audry. Nieoczekiwanie na castingu zjawia się też Samantha, a aktorki zaczynają po kolei ginąć…

fot. kadr z filmu

Sześć kobiet i jedna rola

„Odsłony” to horror, w którym wielką rolę odgrywa psychologia postaci. Świetnie napisanych. Oprócz zawistnej Samanthy, która nie chce ustąpić młodszej od siebie aktorce, mamy tu całą galerię postaci, z których każda reprezentuje inną postawę. John Vernon („Brudny Harry”, „Mordercze klauny z kosmosu) gra Strykera – pożądliwego reżysera, dla którego casting jest też okazją do uwiedzenia młodych dziewcząt. Linda Thorson (Tara King z serialu „Rewolwer i melonik”) to Brooke – aktorka, której popularność nieco przygasła i która gotowa jest zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Nawet przespać się z reżyserem.

fot. kadr z filmu

Amy Ditchburn gra Laurian – subtelną baletnicę, która źle czuje się konkurując z innymi o rolę, dlatego wycofuje się i nie bierze udziału w walce. Ditchburn w 1979 r. była nominowana do Złotego Globu jako najbardziej obiecująca debiutująca aktorka roku. Wyróżniono ją wówczas za rolę w dramacie „Slow Dancing in the Big City”. Najsympatyczniejsza wydaje się w tym gronie Patti.

fot. kadr z filmu

Grana przez Lynne Griffin ambitna aktorka dorabia sobie jako komik i spośród całej ekipy wydaje się najbardziej autentyczna. Fanom slasherów twarz Lynne wyda się z pewnością znajoma, bo aktorka zagrała też w „Czarnych świętach”. Także i ten film odcisnął swoje piętno na gatunku. Jest jeszcze Tara (znana z „Terroru w pociągu” Sandee Currie) i łyżwiarka Christie (Lesleh Donaldson, którą pewnie kojarzycie z „Upiornych urodzin”). Jedna z aktorek, Amanda (Deborah Burgess), nigdy nie dociera na casting – ginie tuż przed wyjazdem, z rąk tajemniczego mordercy.

Walka o rolę, walka o życie

Rozgrywki między kobietami, ich niepewność – to wszystko wzbudza znacznie większe emocje niż kolejne morderstwa. Choć i one wywołują niepokój, zwłaszcza, że morderca – jak przystało na zabójcę z horroru lat 80. – nosi maskę. I to prawdziwie paskudną – przedstawiającą zdeformowaną, starą kobietę z włosami zwisającymi w strąkach wokół twarzy. Prawdziwego oblicza prawie wszystkich biorących udział w castingu aktorek, które intrygują, kombinują i podkładają sobie świnie.

fot. kadr z filmu

Jest tu kilka scen, które naprawdę zapadają w pamięć. Najbardziej: scena na zamarzniętym jeziorze. Widać w niej, że Ciupka wie co nieco o operatorce. Morderca w tej okropnej masce, sunący na łyżwach w zwolnionym tempie za przerażoną Christie – to majstersztyk grozy. Świetna jest też finałowa sekwencja w starej rekwizytowni. Tam strach budują manekiny zwisające z sufitu jak wisielce, kształty wyrastające w mroku, dziwne dźwięki.
Dla fanów kina grozy „Odsłony” to lektura obowiązkowa. Na tle slasherów tamtych czasów film ten wyróżnia naprawdę świetna psychologia bohaterek.

fot. kadr z filmu

Zresztą, producent „Balu maturalnego”, Peter Simpson, który „Odsłony” wyprodukował, chciał, by film przeznaczony był dla dorosłych widzów, a nie jak większość slasherów – dla nastolatków. Ciupka i Simpson niespecjalnie mogli się jednak dogadać – mieli różne wizje filmu. Ciupka bardziej artystyczną, Simpson – komercyjną. Ostatecznie udało im się to pogodzić i „Odsłony” są idealnym miksem tych dwóch podejść.