Guns of El Chupacabra: https://www.amazon.com/Guns-El-Chupacabra-Scott-Shaw/dp/B002TV9DTW

„Guns of El Chupacabra”. Oda miłosna do taniego kina klasy B

Długo zwlekałam z odpaleniem „Guns of El Chupacabra” z 1997 r. i ostatecznie ta produkcja stała się częścią mojego maratonu ku czci Julie Strain – zmarłej 10 stycznia królowej filmów klasy B i thrillerów erotycznych.
Choć Strain pojawia się tu jedynie w kilku niezbyt długich scenach, to od niej zaczyna się cały film. Ubrana w kusą, na oko plastikową zbroję walczy (zarzucając swymi ikonicznymi czarnymi lokami) z Chupacabrą, legendarną latynoamerykańską bestią. Z mieczem w garści wygląda jak amazonka, a jej pojedynek z monstrum daje nadzieję na przaśne kino fantasy z kobiecą bohaterką grającą pierwsze skrzypce.

Nadzieje szybko okażą się płonne. Walka z potworem to tylko sen pięknej Królowej, która śniąc koszmary rzuca się w pościeli z nagim biustem. U jej boku budzi się ukochany mąż, Król (mąż Strain, Kevin B. Eastman, twórca „Wojowniczych żółwi ninja”) i wspólnie postanawiają wezwać kosmicznego szeryfa Jacka B. Quicka bo tylko on może ocalić planetę przed Chupacabrą, której krwawe rządy zwiastuje sen Królowej.

Na scenę wchodzi wtedy kosmiczny heros – na nosie ma ciemne okulary, w dłoni pistolety, a na plecach podskakuje mu ciasny kucyk. Gra go Scott Shaw, postać kultowa dla wielbicieli taniego kina oraz mistrz sztuk walki, reżyser ponad 150 filmów, gwiazda ponad setki produkcji i wielki idol Adama Sandlera, który kilkakrotnie zapraszał Scotta do gościnnych występów w swoich filmach i programach – ostatnio w „Sandym Wexlerze”.

Julie Strain w filmie „Guns of El Chupacabra”, 1997

Shaw to stały współpracownik Donalda G. Jacksona, reżysera i autora scenariusza „Guns of El Chupacabra” oraz reżysera ponad 40 filmów klasy B, z których wiele – np. „Miasto żab” z Roddym Piperem, czy „Brygada siedmiu mieczy” – stało się produkcjami kultowymi. Strain i Eastman często współpracowali z Jacksonem, którego twórczość jest kwintesencją taniego kina klasy B lat 90. – przaśnego, nie do końca serio i chaotycznego. Te przymiotniki najlepiej zresztą opisują „Guns of El Chupacabra”, film powstały według wyznawanej przez Shawa filozofii „Zen”, która zakłada powstawanie filmów bez scenariusza i planów filmowych, za to z dużą dawką improwizacji.

Cóż, widać to w „Guns of El Chupacabra”, ale nie jest to wcale przytyk. Film jest bezdennie głupi, dialogi wypadają groteskowo, wiele tu scen, które nie mają najmniejszego sensu, sporo też na ekranie golizny. Ale w odbiorze filmu wcale to nie przeszkadza. Zwłaszcza, że w pewnym momencie okazuje się, że to tak naprawdę historia ekipy filmowej, która realizuje film o Chupacabrze.

No właśnie, bo po pierwszej scenie z Julie Strain następuje wiele zwrotów akcji. Jedną z bohaterek jest dziennikarka, która relacjonuje morderstwa Chupacabry, pojawi się też aktor kina akcji grany przez aktorka kina akcji klasy B, Davida Heavenera. Po ekranie przemknie też legendarny Joe Estevez, brat Martina i stały współpracownik Jacksona, a głównym czarnym charakterem będzie wspaniały, obdarzony imponującą żuchwą i zmarły w 2015 r. Robert Z’Dar.

Julie Strain i Scott Shaw na planie „Guns of El Chupacabra”, 1997

„Guns of El Chupacabra” ma luz, którego często brakuje filmom klasy B. Widać, że wszyscy zaangażowani w produkcję znają się od lat i świetnie się razem bawią. To sprawia, że film ogląda się przyjemnie. Zresztą, produkcja została przez ostatnie 24 lata otoczona uwielbieniem fanów, powstało też kilka kontynuacji filmu, ostatnia kilka lat temu. Scott Shaw prowadzi bloga o filmie, dzieli się recenzjami, fragmentami scenariusza oraz wspomnieniami i nagraniami z planu filmowego. To cenne, bo pozwala podejrzeć, jaką wieczną walkę w latach 90. niezależni filmowcy toczyli z przemysłem kinowym, jak musieli szarpać się z systemem niemal o każdy milimetr taśmy filmowej. I to wszystko z miłości do kina. Bo tym właśnie jest „Guns of El Chupacabra” – miłosną odą do magii filmowej opowieści. Ale i tak oglądacie na własną odpowiedzialność.