""Wojownicy", reż. , Shimon Dotan, rok prod. 1994, plakat

„Wojownicy”. Nudne i bezbarwne

Strasznie dziwny film! Zaczyna się od wysmakowanych ujęć komandosów brodzących w wodzie z poważnymi minami i spowolnionymi ruchami (nie od dziś wiadomo, że zwolnione tempo sprawia, że scena nabiera artystycznego sznytu), a kończy pogrzebem w stylu wikingów. Ale po kolei.

„Wojownicy” to kanadyjska produkcja w reżyserii rumuńskiego filmowca, Shimona Dotana, który na koncie ma też „Godzinę próby” z Robem Lowe. „Wojownicy” premierę na kasetach VHS mieli w 1994 r., a więc już w czasach gdy odtwórcy głównych ról – Gary Busey i Michael Paré – najlepsze okresy swych karier mieli już za sobą. Podobnie zresztą jak wielu gwiazdorów kina akcji czy kina klasy B. Połowa lat 90. przyniosła lekki przesyt tanimi produkcjami sensacyjnymi, nadchodził schyłek ery VHS, a dawne gwiazdy szukały sobie miejsca w świecie filmu czasami dokonując chaotycznych wyborów. Tak jak w tym przypadku. Film Dotana to niskobudżetowy akcyjniak z ambicjami. A chyba nie ma nic gorszego niż niespełnione aspiracje w kinie klasy B. Od razu kłują w oczy.

Busey gra tu Franka – członka specjalnej jednostki wojskowej. Służący w niej komandosi są tak pokiereszowani psychicznie, że muszą mieszkać w zamkniętej jednostce, skąd nie mają prawa wychodzić, zamknięci jak dzikie bestie. Busey jednak ucieka, a w pościg za nim rusza – na zlecenie przełożonych – jego dawny adept, maszyna do zabijania o imieniu Colin (Paré).

Pogoń za skądinąd pomysłowym Frankiem jest wybitnie nieciekawa i pozbawiona emocji. Frank porywa śpiewającą prostytutkę Jodi, która staje się jego wspólniczką i pomocnicą. Bohater Buseya tęskni też za swoją żoną, krzywo uśmiecha w nieodpowiednich momentach i wygłasza co jakiś czas pseudofilozoficzne tyrady. Colin za to depcze mu po piętach i dyszy żądzą mordu tylko po to, by w finałowej scenie pojednać się z dawnym mistrzem. Co ciekawe, Dotan bardzo powierzchownie dotyka interesującego problemu: samotności żon żołnierzy, które w chwili, gdy za ukochanym zamykają się drzwi, tracą pewność, czy kiedykolwiek go zobaczą.

Wszystko to jest strasznie nudne i bezbarwne. Nie dziwi więc, że planowany sequel nigdy nie powstał.