"Perfidia", reż. Ian Corson, rok prod. 1995, plakat

„Perfidia”. Molly Ringwald jako niebezpieczna psychopatka

Thrillery, w których romans zamienia się w krwawą jatkę to znak czasów. A konkretnie końcówki lat 80., kiedy to „Fatalne zauroczenie” na dobre zapoczątkowało wysyp erotycznych dreszczowców, w których kochanek lub kochanka na jedną noc okazują się niebezpiecznymi maniakami. W filmie Adriana Lyne’a kryło się za tym pomysłem coś więcej. Na świecie zapanował właśnie strach przed HIV, a przygodny seks uznawany był za najpewniejszy sposób, by zarazić się wówczas jeszcze niezbadanym dokładnie wirusem. Romans Michaela Douglasa i Glenn Close można było więc odczytać jako swoistą metaforę strachu przed dziesiątkującą ludzkość epidemią. Po „Fatalnym zauroczeniu” szybko wyprodukowane zostały kolejne filmy z podobną fabułą, ale już bez aspiracji do tego, by opowiedzieć o czymś więcej niż po prostu konsekwencje romansu z psychopatą.
„Perfidia” („Malicious”) z 1995 r. takich ambicji nie ma kompletnie. To thriller erotyczny, który miał posłużyć głównie Molly Ringwald – gwiazdce lat 80., która po sławę sięgnęła rolami w „Klubie winowajców” i „Dziewczynie w różowej sukience” – do przeobrażenia się z nastoletniej gwiazdy w dojrzałą aktorkę. To miały – jak sama przyznała zresztą w jednym z wywiadów – zapewnić jej sceny rozbierane.

„Perfidia”, 1995, reż. Ian Corson, kadr z filmu

Molly Ringwald gra tu nietypową dla siebie – w końcu na ekranie była zwykle licealną królową, nieśmiałą dziewczyną z sąsiedztwa albo romantyczną nastolatką – rolę seksownego vampa, który uwodzi, manipuluje i świetnie ukrywa swoje zaburzenia psychiczne. Jako Melissa Nelson Ringwald ewidentnie świetnie się bawi. Może wreszcie wypróbować inny zestaw min niż te, które widzowie zdążyli już dobrze poznać. Bywa tu elektryzująca i histeryczna, czasami budzi współczucie, a od pierwszej sceny – niechęć.
Melissa zagina parol na szkolnego gwiazdora baseballu, Douga Gordona (znany z filmu „Przetrwać w Nowym Jorku” Patrick McGaw). Kiedy Laura – dziewczyna Douga – jedzie do San Francisco (chce tam dalej studiować) chłopak ulega namowom kumpla i idzie na imprezę. Tam jego uwagę zwraca Melissa, rudowłosa piękność z wiecznie tlącym się papierosem w dłoni. Zauroczony nią Doug zapomina o Laurze i spędza z Melissą upojną noc w samochodzie (zaparkowanym na środku boiska), a potem weekend. Dla niego to tylko seks – ona liczy na coś więcej. Kiedy okazuje się, że Laura jest dla Douga ważniejsza, Melissa postanawia dać mu nauczkę.

Zaczyna subtelnie. A to ponęka go telefonami i pośledzi jego dziewczynę, a to zakradnie się nocą do jego domu. Z każdym kolejnym odtrąceniem jej złość narasta a przemoc eskaluje. Ostatecznie Melissa rzuci się na główkę ze schodów by wywołać obrażenia, które pomogą jej oskarżyć Douga o pobicie, zamorduje kota Laury, podejmie próbę zabójstwa jego matki. Mało? Poczekajcie na finał. Stara zasada mówi, że jeżeli ktoś na początku filmu dostaje w prezencie kij baseballowy, to w końcowych scenach na pewno zostanie użyty. Pytanie tylko, przez kogo? Melissa to jedna z ciekawszych postaci granych przez Ringwald. I zdecydowanie najlepiej napisana bohaterka w tym w sumie przeciętnym filmie. To Molly Ringwald sprawia, że ogląda się go z zainteresowaniem. Wygląda na ekranie zjawiskowo, a przy tym wyciska ze swojej roli wszystko, co się da. Co ciekawe, bardzo podobny film zatytułowany „Wielbicielka” miał premierę w 2002 r. Tam historia rozgrywała się wśród najstarszych uczniów liceum, a jedną z głównych ról grał Jesse Bradford.