"Amerykański Yakuza 2", reż. Frank A. Cappello, rok prod. 1993, plakat

„Amerykański Yakuza”. Viggo Mortensen przed Aragornem

Wytwórnia NEO Motion Pictures w latach 90. była jedną z wiodących na rynku VHS. W swoim portfolio miała m.in. „Armię Boga” 1 i 2, horror „Odwieczny wróg”, „Maniakalnego glinę 3″,”Odjazd”, „Bez odwrotu” czy doskonałego „Wojownika gwiazdy północy” z Garym Danielsem. Wśród tych licznych tytułów znalazły się dość specyficzne produkcje sensacyjne, w którym NEO Motion Pictures próbowało połączyć tradycje amerykańskiego kina sensacyjnego z tradycjami wschodnimi. W pierwszej połowie lat 90. – dokładnie w 1993 r. – powstał więc „Amerykański Yakuza” („American Yakuza”), a po nim dwa sequele – „Blue Tiger” i „Back to Back”. Oba na rynku polskim nazywane też „Amerykańskim Yakuzą 2”. Wbrew temu, co może sugerować tytuł, „Amerykański Yakuza” nie jest kolejną produkcją klasy B podobną do tych z Cynthią Rothrock czy Jeffem Wincottem.

W filmie Franka A. Cappello (scenariusz „Constantine”) główną rolę gra Viggo Mortensen tuż przed wielką sławą, jaką przyniosła mu pierwsza część „Władcy pierścieni”. Mortensen, który na koncie ma liczne występy w kinie ery VHS – zagrał m.in. horrorze „Więzienie”, sensacyjnym „Znikającym punkcie” czy „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną 3” – przeplatał role w kinie klasy B poważnymi aktorskimi kreacjami. I choć „Amerykańskiemu Yakuzie” daleko do ambitnego kina, swoją kreacją Viggo Mortensen wynosi ten film akcji bez wątpienia na nieco wyższy poziom.

Gra tu Nicka Davisa, agenta FBI, który podstępnie przenika w szeregi japońskiej Yakuzy w USA (ratuje życie jej szefowi) i na rozkaz przełożonych ją infiltruje. Znajdzie się też w samym środku cyklonu – Japończycy walczą o wpływu z mafią włoską i Davis będzie musiał zdecydować, czy zaangażuje się w konflikt na serio, czy jednak będzie działał zgodnie z literą prawa. Okaże się, że japoński kodeks honorowy przemawia do niego znacznie bardziej niż zasady pracy w FBI i kiedy przyjdzie mu wybrać, podejmie decyzję, której widz spodziewa się właściwie od samego początku. W tle jest też jego romans z piękną Yuko, ale na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się relacja z szefem Yakuzy, charyzmatycznym Shuji Sawamoto. „Amerykański Yakuza” to dość sztampowa opowieść o honorze i przyjaźni. Sztampowa, ale angażująca, co bez wątpienia jest zasługą Mortensena, który papierową postać Nicka Davisa obdarzył urokiem osobistym i łotrzykowskim czarem. To właśnie nimi podbija serca niechętnych mu początkowo członków japońskiej mafii. Nimi oraz rzecz jasna swoją szlachetnością, lojalnością i nieoczekiwaną znajomością japońskiego.

Film jest ładnie nakręcony, ujęcia są eleganckie, a sceny akcji robią wrażenie. Więcej tu zresztą dramatu niż staroświeckich wybuchów, a słodko-gorzki finał trzyma w napięciu. Oprócz Mortensena grają tu m.in. Michael Nouri („Ukryty”), Ryo Ishibashi (kultowa „Gra wstępna”), znany z wielu filmów klasy B Yuji Okumoto (częsty współpracownik Alberta Pyuna) i Robert Forster („Jackie Brown”). Film kinową premierę w Japonii miał w 1993 r., a w USA na kasetach VHS w roku 1995.