„Złotowłosa i złota świątynia”. Miła niespodzianka
„Złotowłosa i złota świątynia” („Yellow Hair and the Fortress of Gold”) to przyjemna niespodzianka. Film Matta Cimbera (zrealizował m.in. „Hundrę”, pierwsze „Glow” o kobietach wrestlingu i kontrowersyjnego „Motyla”, a jego żoną była przez jakiś czas legenda Hollywood Jayne Mansfield) jest tanią, ale czarującą mieszanką kina przygodowego, spaghetti westernu i komedii. Początkowe sceny wraz z przedstawieniem bohaterów nawiązują do kinowych seriali westernowych z lat 40. i filmów oglądanych przez widzów kin samochodowych, a historię tytułowej Złotowłosej poznajemy od środka: jako jedną z wielu przygód bohaterki, której w kolejnych perypetiach towarzyszy przystojny kowboj Pecos Kid.
Złotowłosa ma twarz Laurene Landon, która u Cimbera zagrała Hundrę, a fani kina klasy B znają ją także z serii „Maniakalny glina”. Jej bohaterka to obdarzona silną wolą i długimi złotymi włosami dziewczyna, która deklaruje, że nie potrzebuje mężczyzny i świetnie radzi sobie bez wątku romansowego. Poznajemy ją zresztą w czasie walki na gołe pięści: wychowuje ją indiańskie plemię (jest półkrwi Apaczką) i syn wodza pragnie pojąć ją za żonę. Złotowłosej nie podoba się jednak ten pomysł i postanawia bić się z nim o swoje prawo do stanowienia o sobie. Oczywiście wygrywa.
Po takim mocny wejściu Złotowłosa zostaje uwikłana w poszukiwanie legendarnej Złotej Świątyni, która okaże się kluczowa także dla rozwikłania zagadki pochodzenia bohaterki. Wraz z wiernym Pecos Kidem wyruszy na poszukiwanie złota Majów, o które przyjdzie jej walczyć z meksykańskimi żołnierzami, bandytami, krwawym plemieniem Azteków, zostanie wciągnięta w bójkę barową, wyścigi wozami i inne atrakcje czekające zawsze na bohaterów westernów. I pewnie film Cimbera nadawałby się tylko do zapomnienia gdyby nie lekkość, z jaką został zrealizowany. Złotowłosa to samoświadoma, urocza postać, której czaru dodaje szeroki uśmiech Laurene Landon. Jej przygód nie sposób traktować serio, a Cimber doskonale wie, że scenariusz Johna Kershawa ma wady, które obejść da się jedynie zmianą konwencji na komiksową i nawiązującą do tradycji gatunku. Oczywiście przy małym budżecie efekt jest mizerny, ale całość ogląda się przyjemnie bez zbędnych oczekiwań.
„Złotowłosa…” reklamowana była jako kobieca wersja Indiany Jonesa, znacznie bardziej przypomina jednak kinowy serial westernowy; ten chwyt marketingowy był więc całkowicie chybiony. Zdjęcia powstawały w hiszpańskiej Almerii, a więc tam, gdzie kręcone były zwykle europejskie westerny. Film Cimbera jest naiwny, do aktorstwa można się przyczepić niemal w każdej scenie, a historia ma dziury wielkości kanionów. Jest jednak ciekawym reliktem z przeszłości, a konkretniej czasów, kiedy jasnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach mogła zagrać pół-Apaczkę. Dziś taka decyzja castingowa spotkałaby się – zupełnie słusznie – z oburzeniem, u Cimbera żółte pukle Złotowłosej mają swoje logiczne wyjaśnienie. Jakie? Musicie obejrzeć, żeby się dowiedzieć.