![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2022/09/hydro-1024x598.jpg)
"Hydrosfera", reż. G. Philip Jackson, rok prod. 1997, plakat
„Hydrosfera”. Dziwaczna taniocha
Czegóż nie ma w tym filmie? Scenarzyści pomyśleli o wszystkim: post-apokaliptycznej rzeczywistości, statku handlowym z załogą złożoną z byłych więźniów pod wodzą rozpitego kapitana, zmutowanym płodzie (w słoju), który dzięki połączeniom nerwowym statek nawiguje, scenie walca i odrobinie magii. Zapomnieli o logice, ale nie jest to znowu takie rzadkie w świecie kina klasy B. Być może właśnie dzięki temu „Hydrosfera” z 1997 r. zasługuje na miano jednej z dziwniejszych produkcji sci-fi tamtej dekady. Nie mylić z „lepszych” i „intrygujących”. „Hydrosfera” to też drugi – po „Księżycu 44” – film sci-fi, w którym Michael Paré sprzeciwia się wątpliwemu dowództwu Malcolma McDowella.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2022/09/c518b855629f5450fdfa42c7ab6a4ec3cb9c9e9c3647d849786f329afe7e4404._RI_V_TTW_.jpg)
Akcja filmu toczy się w 2103 r., świat zbiera się po katastrofie nuklearnej, a władzę nad nim przejęły wielkie korporacje. Na zlecenie jednej z nich skompromitowany kapitan marynarki handlowej Murdoch (McDowell) ma poprowadzić statek z USA do Nigerii. Problem w tym, że lubi zaglądać do butelki, załoga składa się z niezbyt godnych zaufania typów, a jego pierwszy oficer (Paré) wciąż obrzuca go pełnymi pogardy spojrzeniami i w dodatku eksperymentuje seksualnie z korporacyjną wtyczką, Martine. Kiedy na pokładzie znalezione zostają ładunki wybuchowe, a załogę zaczyna nękać lśniący czernią android, panowie muszą jednak odłożyć niesnaski na później.
![](https://www.gornaoglada.pl/wp-content/uploads/2022/09/MV5BODFmMGMxMTQtMGM0MC00ODg3LWI0M2EtMmZjNDY1NzAwMTk3XkEyXkFqcGdeQXVyMjAyOTg5Njg@._V1_-scaled.jpg)
„Hydrosfera” to film potwornie tani, ma jednak swoje momenty. Widać, że autor pierwotnej wersji scenariusza miał dość oryginalny pomysł, przysypany kolejnymi poprawkami. Jest tu kilka ładnych ujęć zdjęciowych, w których widać inspirację „Łowcą androidów”, całość wygląda jednak tak, jakby reżyser G. Philip Jackson nie mógł się zdecydować, czy chce zrealizować kino akcji, czy filozoficzną rozprawę o kondycji ludzkości, z surrealistycznymi scenami i sugestią, że Murdoch jest postacią z liczącej kilkaset lat legendy. W rezultacie „Hydrosfera” nie jest przyjemnym kinem sci-fi, a egzystencjalne rozkminy bohaterów budzą żałość. Jako fanka Michaela Paré doceniam jego wysiłki, myślę jednak, że w latach 90., pomijając małe wyjątki, zdecydowanie nie miał dobrej passy. Podobnie zresztą, jak McDowell, co tłumaczy obecność ich obu w „Hydrosferze”.