"Syn ciemności", reż. David Price, rok prod. 1991, plakat

„Syn ciemności”. Michael Praed jako wampir

Nie mam jakiegoś specjalnego sentymentu do oryginału – „To Die For” z 1988 r. w reżyserii Derana Sarafiana – ale miał sporo uroku, harlequinowy sznyt i gotycki klimat. „Syn ciemności” też ma. Podobnie jak oryginał” To Die For II. Syn ciemności”, jest połączeniem taniego kina grozy, romansu i filmu akcji. Kontynuuje wątki z „To Die For”, a w sequelu grają nawet członkowie oryginalnej obsady – m.in. Amanda Wyss oraz Steve Bond. Najjaśniej na ekranie lśni jednak Michael Praed (słynny serialowy Robin Hood z lat 80.), który przejął po Brendanie Hughesie rolę Vlada: seksownego wampira pragnącego miłości. W wydaniu Praeda Vlad ma burzę ciemnych włosów opadających kaskadą na plecy, czarujący uśmiech i czułe spojrzenie. Pod przybranym nazwiskiem (Max Schreck, jak aktor, który wcielił się w Nosferatu w 1922 r. w jednym z najsłynniejszych arcydzieł ekspresjonistycznych) pracuje jako pediatra w szpitalu i tam właśnie poznaje Ninę: kobietę, która adoptowała jego syna: pół-człowieka, pół wampira.

Zaraz, co? Już tłumaczę. W pierwszej części Vlad przybył z Europy do Los Angeles, uwiódł agentkę nieruchomości, Kate (ich wspólne dziecko trafiło do adopcji), a przy okazji wdał się w odwieczną przepychankę ze swoim bratem, Tomem (Bond). W sequelu Vlad/Max znów usycha z miłości, a jego konflikt z bratem się zaostrza. Tom nie rozumie bowiem, dlaczego Vlad zmusza inne wampiry by piły krew ze szpitalnych zapasów. Jest raczej old schoolowy i na tej płaszczyźnie bezustannie się z Vladem spiera. Kiedy więc przystojniejszy, obdarzony plerezą brat zakochuje się w Ninie, Tom postanawia zrobić wszystko, żeby pokrzyżować mu szyki. W dodatku brat Niny zakochuje się w Celii, wampirzycy z pierwszej części, a Ninę zaczyna prześladować gość, który powtarza, że przystojny pediatra to potwór, a co gorsza: liczy sobie kilka setek lat.

„Syn ciemności” może być nieco niezrozumiały dla tych, którzy nie znają oryginału. Nie tylko dlatego, że dialogi nawiązują do wydarzeń z pierwszej części. To klasyczna kontynuacja, kolejny rozdział tej samej historii, z bohaterami powracającymi z zaświatów, niedokończonymi porachunkami, stworzoną już mitologią. Bez znajomości „To Die Ford” „Syn ciemności” może wydawać się więc bez sensu. Nie żeby miał go jakoś niezwykle dużo za pierwszym razem: trzeba w czasie seansu porzucić jakiekolwiek oczekiwania i cieszyć się widokiem Michaela Praeda, jego długimi puklami i gotyckim klimatem produkcji, który mimo małego budżetu naprawdę daje radę.

Reżyser filmu, David Price, na koncie ma jeszcze „Dzieci kukurydzy 2”.