"Nocny uciekinier", reż. Mark L. Lester, rok prod. 1995, plakat

„Nocny uciekinier”. Boże, chroń Scotta Glenna

Rzadko kiedy kino klasy B daje nam tak wspaniałe czarne charaktery jak David Eckhart z „Nocnego uciekiniera” z 1995 r. („Night of the Running Man”) w reżyserii Marka L. Lestera. Gra go Scott Glenn, aktor kryminalnie niedoceniony, znany m.in. z filmów „Twierdza”, „Silverado”, oryginalnego „Człowieka w ogniu” i wielu innych kultowych dziś produkcji. U Lestera Glenn wciela się w fixera na usługach mafii: płatnego zabójcę, który oślepionemu przez siebie bezdomnemu powie „kup sobie psa”, wieloletniej kochance zadającej zbyt wiele pytań skręci bez wahania kark, a knucie i zadawanie bólu sprawiają mu frajdę. W świetnie skrojonym garniturze, z ironicznym uśmieszkiem i nożem oraz pistoletem w garści rusza w pościg za Jerrym Loganem: na oko przeciętnym taksiarzem z Las Vegas.

Scott Glenn w filmie „Nocny uciekinier”, 1995, reż. Mark L. Lester

Na oko, bo jak się okazuje Jerry taki znowu przeciętny nie jest. Pewnej nocy do jego taryfy wsiada facet z walizką pełną dolarów ukradzionych mafii. Gangsterzy wysyłają za nim swoich ludzi, typ ginie, a zmęczony nędzną egzystencją Jerry postanawia przywłaszczyć sobie pieniądze i kupić za milion dolarów nowe życie. Ludzie półświatka chcą odzyskać swoja własność, na pomoc wzywają więc Eckharta, który słynie z tego, że urodził się pozbawiony skrupułów, a zgubę znajdzie nawet w Hadesie. Jerry początkowo nie zdaje sobie sprawy, że Eckhart depcze mu po piętach mordując wszystkich, którzy pomogli Loganowi w ucieczce. Ostatecznie zamiast wciąż uciekać postanawia zatrzymać się i stawić zabójcy czoła. Wtedy „Nocny uciekinier” robi się najciekawszy.

Andrew McCarthy w filmie „Nocny uciekinier”, 1995, reż. Mark L. Lester

Film Lestera nie jest specjalnie oryginalny, nie robi też wrażenia spektakularnymi efektami specjalnymi. Scenariusz napisał – na podstawie własnej powieści – Lee Wells i tą literackość w filmie widać. Eckhart to postać świetnie napisana, obdarzona psychologiczną głębią, zbudowaną na sprzecznościach. Niewiele o nim wiadomo, jasne jest jednak, że spotkanie z nim to żadna przyjemność. Z kolei Jerry Logan – w tej roli świetny Andrew McCarthy – początkowo robi wrażenie człowieka bez właściwości, ostatecznie jednak zaskakuje nie tylko widzów, ale i Eckharta, który nie docenia jego woli przeżycia. Jest jeszcze doskonały, specjalizujący się w rolach czarnych charakterów John Glover. Tutaj ma rolę mocno drugoplanową, ale za to jaką! Gra kumpla Eckharta, jowialnego Dereka Millsa, zabójcę, który usypia czujność Logana zabawną paplaniną, a potem wkłada mu stopy do wrzątku. To zresztą jedna z najmocniejszych scen w „Nocnym uciekinierze”.

Andrew McCarthy i Scott Glenn w filmie „Nocny uciekinier”, 1995, reż. Mark L. Lester

Akcja właściwie się tu nie zatrzymuje, Eckhart funduje kolejnym nieszczęśnikom pomysłowe śmierci, a Logan ze zwykłego gościa zamienia się nie w bohatera kina akcji, a w…zwykłego gościa walczącego o życie. Jest tu kilka momentów mocno komediowych – i dobrze, bo narastające napięcie bez nich byłoby trudne do zniesienia – jest kilka niezłych ról na drugim planie.

Film premierę miał na antenie stacji HBO, potem trafił na półki wypożyczalni wideo. Lata 90. nie były może najbardziej owocne w karierze Lestera – to dekadę wcześniej dał światu „Klasę 1984”, „Komando” i „Klasę 1999” – oprócz „Nocnego uciekiniera” zrealizował jednak jeszcze kilka godnych uwagi produkcji. Np. thriller „Eks” z Yancy Butler, „Wielki poker w Małym Tokio” z Brandonem Lee i Dolphem Lundgrenem rozmawiającymi o swoich penisach, czy „Bazę” z Markiem Dacascosem. Od dawna nie reżyseruje, skupił się na produkowaniu filmów innych. Szkoda.