"Pełzający strach", reż. C. Courtney Joyner, rok prod. 1994

„Pełzający strach”. Ashley Laurence i Jeffrey Combs kontra mutanty

Efektowne i z ikrą. „Pełzający strach” to horror w reżyserii C. Courtneya Joynera, scenarzysty m.in. „Więzienia” z młodym Viggo Mortensenem czy „Klasy 1999”. I jednocześnie – adaptacja opowiadania H.P. Lovecrafta, kolejna w dorobku studia Full Moon Features, którego szef Charles Band ściśle współpracował z królem ekranowych wersji prozy „Samotnika z Providence”, zmarłym niedawno Stuartem Gordonem. Tu wspomnę jeszcze o kolejnej adaptacji tego samego opowiadania. Powstała w 1997 r. „Hemoglobina” z Rutgerem Hauerem w jednej z głównych ról od „Pełzającego strachu” jest znacznie bardziej przerażająca i klimatyczna. Być może dlatego, że film Joynera ma w sobie zbyt wiele z kina akcji, a za mało z klimatycznego kina grozy.

„Pełzający strach”, reż. C. Courtney Joyner, rok prod. 1994

Film zaczyna się od makabrycznej sceny, w której dwie siostry kłócą się w zrujnowanym domu, a w trakcie kłótni jedna z nich zostaje zamordowana przez powykręcaną istotę kryjącą się w ścianie. Mijają lata i Cathryn – ta, która przeżyła – nie jest już bezradną dziewczyną, którą łatwo można przestraszyć. Na szyi nosi nieśmiertelnik i bardziej przypomina teraz Rambo. Wciąż mieszka w tym samym miasteczku, w którym zginęła jej siostra, teraz jednak z lokalnym, palącym jak smok lekarzem (jak zawsze wspaniały Jeffrey Combs, gwiazda „Re-Animatora” Gordona) wypowiedziała wojnę mutantom, które zabrały jej siostrę i robią się coraz bardziej zuchwałe.

Akcja przyspiesza, gdy do miasteczka wraca po odsiadce w więzieniu John (znany z „Głowy rodziny” Charlesa Banda przystojny Blake Adams), który chce przejąć spadek po zmarłym ojcu. Ten za życia prowadził szemrane interesy i bratał się z gangsterami, a pieniądze z jednego z napadów na bank ukrył na cmentarzu. Do miasteczka przybywają jego dawni wspólnicy, którzy nie rozumieją, że rozkopywanie cmentarnej ziemi, pod którą kryją się zmutowane istoty nie jest najlepszym pomysłem.

„Pełzający strach”, reż. C. Courtney Joyner, rok prod. 1994

„Pełzający strach” w chwilach, w których na scenę wchodzą potwory może i nie straszy, ale na pewno wywołuje niepokój. Te są mimo małego budżetu przekonujące, Joyner nie pokazuje ich też długo w pełnej krasie, dzięki czemu widz może użyć swojej wyobraźni. Film trwa nieco ponad 70 minut, na ekranie jest zbyt wiele postaci i w efekcie los żadnej nie angażuje na tyle, by z przejęciem oglądać efektowny finał. Szkoda.

Oprócz Laurence, Combsa i Adamsa w „Pełzającym strachu” można też zobaczyć m.in. Jona Fincha („Tragedia Makbeta”), Allison Mackie („Sliver”) i jak zawsze cudownego Vincenta Schiavelli, który zmarł w 2005 r., a wcześniej wystąpił m.in. w „Uwierz w ducha” czy „Jutro nie umiera nigdy”.