„Omega Doom”. Albert Pyun zaprasza Rutgera Hauera do tańca

„Omega Doom”, film na naszym rynku VHS znany jako „Apokalipsa”, to trzecia cześć „trylogii cyborgów” Alberta Pyuna i remake (bardzo luźny) „Yojimbo” Akiry Kurosawy, samurajskiego filmu, w którym samotny ronin przybywa do małego miasteczka rozrywanego na pół przez dwóch kingpinów. W „Apokalipsie” tym przybyszem jest android, a akcja nie toczy się w honorowej Japonii. Miejscem walki w filmie Pyuna jest małe miasteczko, jedno z wielu na spustoszonej przez wojnę nuklearną ziemi. Ludzi już nie ma, a o supremację walczą jedynie maszyny – androidy i klony.

fot. Largo Entertainment

Android o imieniu Omega Doom jest inny niż wszystkie inne. W ostatniej bitwy maszyn i ludzi został raniony w głowę. Jego program został wymazany, a on sam zaczął się zastanawiać nad różnymi zagadnieniami nieprzystającymi robotowi.

„Apokalipsa” to flagowy film Pyuna. Do powstałego w 1996 roku „Omega Doom” reżyser „Cyborga” i „Nemezis” zaprosił Rutgera Hauera, dla którego było to pierwsze spotkanie z legendarnym twórcą kina klasy C. Rutger, podobnie jak Christopher Lambert, zrobił w latach 90. dwa filmy z Pyunem i nie wyszedł na tym najgorzej (miał zresztą grać w „Apokalipsie”, ostatecznie jednak zastąpił go Hauer). „Apokalipsa” uznawana jest dziś za dzieło kultowe, mimo że recenzenci nie zostawili na nim suchej nitki, ale w świecie kina klasy b nie ma to najmniejszego znaczenia.

fot. Largo Entertainment

Bohater Rutgera Hauera to nonszalancki wędrowiec z mieczem na plecach. Trochę obserwator, który nie lubi się mieszać, a trochę – obrońca uciśnionych. Zna się też na manipulacji, bo szybko orientuje się, jak umiejętnie rozgrywać szefowe androidów i klonów tak, aby osiągnąć zamierzony cel. Rutger Hauer ma całkiem pokaźne doświadczenie w graniu maszyn, był przecież Royem w  „Łowcy androidów” czyli oryginalnym androidem, od którego wszystko się w kinie popularnym zaczęło.

fot. Largo Entertainment

Wygląda na nieco rozbawionego scenariuszem i stylem Pyuna, którego twórczość można rozpoznać tak naprawdę po jednym kadrze. Albert ma, zwłaszcza w swoich filmach z gatunku sci-fi, bardzo specyficzny sposób filmowania, kadrowania i prowadzenia narracji. Nie sposób tego pomylić.

Połowa lat 90. była dla Pyuna niezwykle płodnym okresem. Era VHS wciąż trwała, a na współpracę z nim godziły się wielkie, choć nieco przebrzmiałe gwiazdy. Niestety, „Apokalipsa” to jeden z ostatnich oglądalnych filmów Pyuna. Choć nie da się ukryć, że tylko dla koneserów.