„W mroku pod schodami”. Najlepszy film Wesa Cravena?

Wes Craven podobno wymyślił pomysł na scenariusz horroru „W mroku pod schodami” na końcu lat 70. Wpadła mu wtedy w oko informacja o dwóch Afroamerykanach, którzy włamali się do domu w Los Angeles tylko po to, aby zdemaskować przemoc domową: rodzice przetrzymywali swoje dzieci w domu latami i wprowadzili w życie chore zasady, których nieprzestrzeganie groziło surowymi karami. Film Craven zrealizował ponad 15 lat później, w 1991 roku, już jako ojciec sukcesu „Koszmaru z ulicy Wiązów” i serii dwóch filmów „Wzgórza mają oczy”.

THE PEOPLE UNDER THE STAIRS, Wendy Robie, Everett McGill, 1991. (c) Universal Pictures/

„W mroku pod schodami” to dla mnie szczytowe osiągnięcie Cravena: trochę horror, trochę czarna komedia, trochę opowieść o dorastaniu. Przede wszystkim jednak – satyra na amerykańskie społeczeństwo, a zwłaszcza jego wyższą klasę średnią, zakłamaną i pełną hipokryzji. Cwany 13-latek Fool („Głupiec”) mieszka w getcie dla czarnoskórych mieszkańców Los Angeles. Musiał szybko dorosnąć i od dziecka nie pozwala innym sobą pomiatać. Marzy o tym, aby zostać lekarzem, ale rzeczywistość zweryfikuje jego pragnienia. I to dość szybko, bo jego mama zachoruje na raka, a właściciel rudery, w której mieszkają, zarządzi eksmisję.

Fool, namówiony przez starszego przyjaciela siostry, krewkiego Leroya, zgadza się wziąć udział w napadzie. Ich celem jest dom właściciela połowy getta, chciwego przedsiębiorcy pogrzebowego. Wraz z żoną i córką mieszka on w imponującej, ale zamkniętej na cztery spusty rezydencji, w której kraty w oknach są najbardziej subtelnym środkiem antywłamaniowym. Szybko jednak okaże się, że za zamkniętymi drzwiami tego domu dzieją się rzeczy, o których włamywaczom nawet się nie śniło. W piwnicy małżeństwo, a właściwie brat i siostra, przetrzymują porywane przez siebie dzieci. Trafiają tam, jeśli  nie są w stanie przestrzegać surowych,maniakalnych zasad. Za karę zostają zesłane właśnie tam, do krainy mroku, a na nich miejsce porywane są kolejne. Przez lata trafiła tam spora grupka dzieciaków, które dorastając w ciemności, posuwając się do kanibalizmu, nadal jednak są bardziej ludzkie niż więżąca ich para. Fool postanowi ich ocalić, a zwłaszcza pomóc chorobliwie bladej Alicii, porwanej w dzieciństwie dziewczynie, która już dawno zorientowała się, że aby przeżyć, musi udawać, że wszystko jest w porządku.

Tak naprawdę to jest film Wendy Robie i Everetta McGilla. W „Twin Peaks” grali ekscentryczne małżeństwo, tutaj wcielają się w jego karykaturę. Ona, na pierwszy rzut oka, wygląda jak gospodyni z czasopism dla kobiet z lat 50., on – jak król sąsiedztwa na przedmieściu. Na zewnątrz pomocni i uprzejmi, za drzwiami domu zamieniają się w niebezpiecznych maniaków. Oboje grają z wyczuciem i choć bywają groteskowi – nie popadają w przesadę. Robie w kilku scenach przechodzi sama siebie wcielając się w morderczynię na skraju załamania nerwowego. A McGill dzielnie dotrzymuje jej kroku hasając w skórzanym wdzianku rodem z sexshopu, z wielką strzelbą w garści.

Grający Foola Brandon Quintin Adams stworzył nad wiek dojrzałą kreację. Jego bohater musiał szybko dorosnąć, bo życie go nie rozpieszczało. Choć ma 13 lat, rzuca przekleństwami jak 40-letni dryblas i chce sprawiedliwości nie tylko dla siebie i porwanych dzieci, ale dla całego czarnoskórego społeczeństwa, z którego upiorne rodzeństwo wyciska każdy grosz. Obsadzenie w głównej roli 13-letniego Afroamerykanina było ze strony Cravena dość śmiałym posunięciem w 1991 roku. I cholernie dobrym. Dzięki temu, jego scenariusz nabrał jeszcze jednego wymiaru – stał się też satyrą na rasizm.

THE PEOPLE UNDER THE STAIRS, Brandon Quintin Adams, 1991. ©Universal Pictures

Oprócz Robie, McGilla i Adamsa, którego kojarzyć możecie też z „Moonwalk”, w filmie zagrali Ving Rhames, A.J. Langer (późniejsza Utopia z „Ucieczki z Los Angeles”) i Jeremy Roberts.

THE PEOPLE UNDER THE STAIRS, from left: Everett McGill, Ving Rhames, Wendy Robie, 1991. ©Universal Pictures

Sam film zaskakuje grozą, która wcale nie wynika z wyskakiwania zza węgła, czy makabry (choć i tego tu nie brakuje). Najbardziej przerażające jest tu zwykłe, ludzkie zło, które nie ma nic wspólnego ze zjawiskami paranormalnymi. Choć wyśmiane przez Cravena, polane groteską i czarnym humorem, nadal budzi niepokój.


Film Cravena w ciągu kilku dni od premiery stał się hitem kasowym. Budżet wynoszący sześć milionów dolarów zwrócił się już w ciągu kilku dni, a na całym świecie „W mroku pod schodami” zarobiło blisko 30 milionów dolarów. Krytycy nie do końca wiedzieli jak ugryźć film Cravena, choć recenzje w większości pisali pochlebne. Craven tuż przed śmiercią próbował zrealizować serial oparty na swoim scenariuszu. Niestety, umarł nim to doszło do skutku. Nasze społeczeństwo potrzebuje nadal przeglądania się w krzywym zwierciadle. To ciekawe, że właśnie Craven wytknął jego wady tak celnie.