fot. fragment plakatu

„Cobra”. Film, który zainspirował „Drive”

Nicolas Winding Refn, reżyser takich perełek jak „Drive”, „Tylko bóg wybacza” i trylogii „Pusher” przyznaje, że film „Cobra” z 1986 r. zajmuje szczególne miejsce w jego sercu. Tak szczególne, że posłużył za inspirację dla „Drive”  z Ryanem Goslingiem. I trudno tego nie zauważyć: neonowe światło, szybki, zgrany z muzyką montaż, sugestywna przemoc…no i żujący zapałkę główny bohater, tytułowy „Cobra”. U Refna,  Gosling, w hołdzie dla granego ponad 25 lat wcześniej przez Sylvestra Stallone twardego gliniarza, w kilku scenach ma w ustach wykałaczkę.

COBRA, Sylvester Stallone, Brigitte Nielsen, 1986, (c)Warner Bros.

Film „Cobra” został przez krytyków zmieszany z błotem. Narzekali na wtórność scenariusza (autorstwa samego Sly’a Stallone), dziury w nim i nielogiczne rozwiązania. Widzowie jednak wiedzieli swoje: sensacyjniak „Cobra”, na całym świecie zarobił ponad 150 mln dol., można więc powiedzieć, że zrobił furorę. I choć dziś ogląda się go z przyjemnością, nie da się ukryć, że to historia powstawania tego filmu wydaje się znacznie ciekawsza niż opowieść o gliniarzu z nerwami jak postronki.

COBRA, Sylvester Stallone, 1986. (c) Warner Bros..

Po pierwsze, scenariusz – jak już wspomniałam – napisał Stallone. Co prawda, na podstawie książki „Czysta gra” z lat 70., ale pomysł na historię „Kobry” wpadł mu rzekomo do głowy, kiedy miał grać w „Gliniarzu z Beverly Hills”. W 1984 r., gdy przymierzał się do roli przejętej później przez Eddie’ego Murphy’ego, postanowił nieco przerobić scenariusz „Gliniarza…”. Wyciął więc wszystkie przejawy humoru, dodał kilka scen obrazowej przemocy i tak, scenariusz komedii stał się ponurą opowieścią o sprawiedliwości i niezłomnym glinie.

COBRA, Brigitte Nielsen, 1986. ©Warner Brothers

Producentom ten pomysł nie przypadł do gustu, a Sly Stallone, który miał wówczas już dwie nominacje do Oscara (za „Rocky’ego” – dla najlepszego aktora roku i za najlepszy scenariusz) po prostu porzucił projekt. Ostatecznie, w Axla Foleya wcielił się Eddie Murphy. Stallone jednak nie zrezygnował ze swojej koncepcji. Na szczęście, jako międzynarodowa gwiazda i ikona lat 80. mógł liczyć na zainteresowanie wytwórni.

Z pomocą przyszły mu dwa legendarne studia – Warner Bros i Cannon Films, choć nazwy tego ostatniego nie uświadczycie w czasie napisów początkowych. Podobno na życzenie Stallone’a, który najwyraźniej nie chciał się afiszować współpracą z wytwórnią, która zasłynęła zalewając rynek VHS tanimi akcyjniakami, dzięki którym na szerokie wody wypłynęli m.in. Chuck Norris i Michael Dudikoff.

COBRA, Sylvester Stallone, 1986, (c)Warner Bros.

„Cobra” to opowieść o charyzmatycznym, bezkompromisowym, szybko naciskającym spust glinie z Los Angeles, który uważa, że czasami nie warto doprowadzać przestępców przed oblicze prawa. Jego zdaniem, szybkie załatwienie problemu jest znacznie bardziej efektywne. Z tego powodu nie cieszy się zbyt wielkim uznaniem u kolegów pod krawatami. W wyciągniętym płaszczu, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie mimo ciemności i skórzanych rękawiczkach, zadaje szyku na ulicach, a przestępców przyprawia o drżenie.

Jego talenty przydadzą się policji, gdy miastem wstrząśnie seria okrutnych zbrodni. Wszystko wskazuje na to, że stoi za nimi szaleniec, choć Cobra podejrzewa, że jest ich więcej niż jeden. Zdesperowana policja da mu wolną rękę, gdy mordercy zaczną polować na posągową modelkę, która przypadkiem widziała ich w akcji. Cobra będzie musiał nie tylko ochronić ją przed maniakami, ale jeszcze olśnić swoim czarem. Choć jego ksywka budzi respekt, naprawdę nazywa się Marion Cobretti, nosząc imię na cześć słynnego filmowego twardziela, Johna Wayne’a.

W dziewczynę wcieliła się piękna Brigitte Nielsen, znana z „Czerwonej Sonii” i „Rocky’ego 4” duńska piękność, która prywatnie przez kilka lat była żoną Stallone’a. Na ekranie, oprócz niej, na pewno rozpoznacie też Briana Thompsona, dla którego rola Nocnego Rzeźnika była pierwszą znaczącą w karierze.

COBRA, Sylvester Stallone, 1986. (c) Warner Bros..

Podobno figurujący jako reżyser „Kobry” George P. Cosmatos niespecjalnie przykładał się do roboty. Plotka głosi, że to Sly tak naprawdę wyreżyserował „Cobrę”. Może się to wydawać dziwne, zwłaszcza, że Cosmatos nie jest złym reżyserem – na koncie ma m.in. „Tombstone” i „Rambo 2”.

Tak czy siak, Sly też pozwalał sobie na planie „Cobry” na pewną nonszalancję. Po pierwsze, zakochany w Nielsen zapominał podobno o swoich zobowiązaniach, po drugie, zabronił ekipie odzywać się do siebie na planie, co pewnie trochę utrudniło współpracę. Po trzecie, w scenie, w której Nocny Rzeźnik wylewa swoje żale w pełnym emocji monologu, robi to przed asystentką planu, bo Sly Stallone był wtedy zbyt zajęty oglądaniem meczu baseballu, aby stawić się na planie i odegrać scenę osobiście.

Warner Bros nie było zachwycone pierwszą wersją filmu, zaplanowało więc dokrętki. Na nic się one jednak nie zdały. Film „Cobra” był w roku premiery porażką artystyczną, czego dowodzą m.in. liczne nominacje do Złotych Malin (aż siedem), w tym jedna statuetka, którą przyznano Stallone w 1990 r.. Obwołano go wówczas „najgorszym aktorem dekady”, a rola w „Cobrze” bardzo się przyczyniła do zdobycia tego wyróżnienia.

Dziś „Cobra” to sztandarowe dzieło kina akcji lat 80., błyszczący dowód na to, że kino było wtedy jednak jakieś inne. Krytycy wtedy zdecydowanie histeryzowali.